Antonino Giuffrè, inaczej „Manuzza” (czyli „Rączka” – z powodu przestrzelonej na polowaniu dłoni), boss zarządzający okręgiem Caccamo koło Palermo, wchodził w skład mafijnego zarządu tzw. nowej kopuły. Na policyjnej liście poszukiwanych zajmował miejsce w pierwszej dziesiątce. Skazany zaocznie na dożywocie za współudział w zamachu na antymafijnego sędziego Giovanniego Falcone, ukrywał się od 1993 r.
Giuffrè złapany został z kieszeniami spodni pełnymi świętych obrazków. Padre Pio, Matka Boska Fatimska... Miał też przy sobie prawdziwe archiwum Cosa Nostry – bileciki od kolegów po fachu, notatki dotyczące kolejnych zadań, spisy należnych mafii haraczy... Po dwóch miesiącach ciężkiego więzienia zdecydował się „opróżnić worek”, jak mówią Włosi, i oznajmił prokuraturze, że gotów jest do współpracy. Do zemsty – bo nie ulega wątpliwości, że został zdradzony. 16 kwietnia ubiegłego roku anonimowy rozmówca poinformował karabinierów o miejscu pobytu bossa. Czyli – był jakiś kret.
Trafiła Cosa...
„Zeznaje w kapturze, zasłonięty parawanem”, donosiła prasa. By niedługo potem ekscytować się konferencją wideo. Oto Giuffrè odpowiadający na pytania z sekretnego miejsca, połączonego z aulą więzienia Pagliarelli w Palermo: „Na ekranie widoczny tylko tył głowy – zaczesane do tyłu szpakowate włosy, od czasu do czasu ręka, która poprawia mikrofon albo sięga po szklankę z wodą”. Tysiące stron protokołów przesłuchania ulokowano na jednym laptopie. Mafioso poprosił jednak, by rozważnie dystrybuować przekazywane przez niego informacje – Cosa Nostra jest mistrzynią w dementowaniu zeznań „skruszonych”, podanych do publicznej wiadomości.
Nie zmienia to faktu, że zeznania Giuffrègo doprowadziły już na początku śledztwa do 29 aresztowań i setek rewizji w Palermo i okolicach.