Wnaszej partii nie ma »baronów«. Ze względu na specyfikę wiejską bliższe są nam barany” – mówił w Radiu Zachód były marszałek Sejmu Józef Zych, po wyborze na nowego szefa lubuskiego PSL. Jest jednym z szesnastu peeselowskich szefów wybranych na wojewódzkich zjazdach poprzedzających Kongres PSL. W dziewięciu województwach u władzy pozostali starzy prezesi (w Kielcach Alfred Domagalski rządzi już 15 lat). W pozostałych województwach czterech prezesów zrezygnowało z reelekcji, jeden (Janusz Dobrosz) przeniósł się do LPR, a dwóch wybory przegrało. Ale bynajmniej nie z młodymi działaczami, a ze starymi partyjnymi wyjadaczami: Adamem Struzikiem i Stanisławem Żelichowskim (wśród 16 wojewódzkich szefów jest 12 obecnych lub byłych posłów i senatorów).
Prezes Jarosław Kalinowski na kongresie nie będzie walczyć o władzę z jakimś przypadkowym delegatem-zającem, a z Januszem Wojciechowskim, wicemarszałkiem Sejmu i prezesem łódzkiego PSL. Wojciechowski do rywalizacji stanął już w grudniu ub.r. i podobnie jak Kalinowski objeżdżał wojewódzkie zjazdy kaptując sojuszników. – Na kongresie głosują delegaci, a nie tylko prezesi, i wierzę w sukces – mówi. Utożsamiany jest z narodowym skrzydłem PSL. Nie boi się współpracy z LPR i jest za dialogiem z Samoobroną. Tej ostatniej nie lubi Kalinowski, który raczej zerka w kierunku PiS. W jego ocenie przedkongresowa rywalizacja z Wojciechowskim to demokratyczny, ale zarazem ryzykowny eksperyment, bo wielu delegatów jest nieprzyzwyczajonych do takiej praktyki. – Ale 25 kwietnia obchodzę akurat imieniny i nie sądzę, aby ktoś na kongresie zdołał mi zepsuć nastrój – zapewnia.