Krystyna Lubelska: – Pił pan?
Jacek Bławut: – Piję jak wszyscy, ale nigdy nie byłem uzależniony od alkoholu. Nie opowiadam więc w tym filmie poprzez losy innych ludzi własnej historii.
Dlaczego wobec tego postanowił pan zrobić dokumentalny serial o alkoholikach?
Usłyszałem kiedyś od fachowców, że w Polsce co najmniej trzynaście milionów osób ma z tym związki, oczywiście, nie są to tylko sami pijący, ale ich rodziny, przyjaciele, znajomi, służba zdrowia. Ta choroba przynosi mnóstwo bólu i codziennej udręki wielu ludziom. Chciałem zgłębić jej istotę, dojść do sedna. Alkoholizm spada na człowieka jak miecz, niszczy jego samego i wszystko wokół. Jeśli ktoś choruje na raka, to ma nadzieję na wyzdrowienie i współczucie bliskich. Nałogowy pijak spotyka się z potępieniem. Niech się w końcu zachleje – bywa, że mówią tak nawet jego najbliżsi. Alkoholik nie może liczyć na wyzdrowienie, jego choroba towarzyszy mu przez całe życie.
Bohaterowie pańskiego filmu podejmują jednak walkę z nałogiem. W tym serialu się nie pije.
Nie pokazuję ani zalanych ludzi, ani ich bełkotu, ani zapijaczonych twarzy. Nie chcę opowiadać o upadku, o piciu dentki (denaturatu), o szukaniu jedzenia po śmietnikach, tylko o tym, jak ci nałogowcy próbują się podnieść z rynsztoka, jak się mobilizują i walczą. Jest to walka okrutna i wyczerpująca, sporo w niej miejsca na klęskę. Gdy jednak któremuś z moich sześciu bohaterów się nie udaje, gdy znów się załamuje i idzie na dno – wycofuję się z kamerą. Chyba tylko raz pokazuję w momencie porażki Michała, sympatycznego młodego chłopca, już podpitego. I tylko po to, żeby przypomnieć widzom, że zło ciągle czyha. Z zasady jednak wracam z kamerą dopiero, jak to oni mówią, po zapiciu, gdy znów przychodzi czas na opamiętanie.