Otrzymanie honorowego obywatelstwa to nie jest wyłącznie przyjemność, o czym przekonał się choćby Jan Nowak-Jeziorański, kiedy zostawał w 2004 r. obywatelem Warszawy; jeden z radnych Ligi Polskich Rodzin zarzucił Kurierowi współpracę z nazistami.
Honorowym elblążaninem jest piosenkarz Ryszard Rynkowski, przeciwko któremu swego czasu protestowała część lewicowych radnych, bo nie podobało im się burzliwe życie artysty i nie chcieli, by znalazł się na liście obok Jana Pawła II. – Ja jestem z lewicy i byłem za – deklaruje mężnie Andrzej Kempiński, obecny przewodniczący elbląskiej Rady Miejskiej. Gdy w Nowej Soli pojawił się pomysł wciągnięcia w poczet honorowych obywateli Adama Małysza, zaprotestował zarząd miasta. Ówczesny prezydent tłumaczył, że skoczek wielokrotnie podkreślał, że nie zgadza na żadne honorowe obywatelstwa, bo „jak miał problemy, to nikt nie chciał mu pomóc, a teraz, gdy jest sławny, to się gminy prześcigają w honorach”. Małysz honoru więc nie dostąpił.
Honorowy obywatel nie ma wybujałych przywilejów. Tu i ówdzie może jeździć bez biletu po mieście, jest zapraszany na gale i odczyty, w Gdańsku otrzymuje gdańskie krzesło, ale we Wrocławiu zostaje mu tylko dobre towarzystwo (Tadeusz Różewicz, ks. kard. Henryk Gulbinowicz, Vaclav Havel, Norman Davies, Andrzej Wajda, Jan Paweł II). Kandydatury przechodzą zwykle przez ręce prezydenta miasta oraz przewodniczącego miejskiej rady. We Wrocławiu kandydata do tytułu może zgłosić każdy obywatel. – Zdarza się, że pojawi się czyjś zaprzyjaźniony sąsiad – przyznaje Zbigniew Magdziarz, zastępca dyrektora biura Rady Miejskiej we Wrocławiu.
Przy nadawaniu tytułów liczą się najczęściej zasługi dla grodu, bierze się pod uwagę nawet „wyrażaną otwarcie sympatię dla miasta” (oraz „wspaniały urok osobisty”), jak można się dowiedzieć z uzasadnienia przyznania przez Mielec tytułu Przyjaciela Miasta operowemu śpiewakowi Wiesławowi Ochmanowi.