Kiedy spoglądam wstecz, życie wydaje się łatwe i bezkonfliktowe, przypomina piękną drogę, fascynującą przygodę kuszącą swymi zagadkami, niespodziankami, kontrastami. Szczęście pozwoliło korzystać ze wszystkiego. (Wojciech K. „Słowiki à la carte” – wydany w 1994 r. w formie książkowej zbiór wspomnień o chórze).
Kiedy w ubiegłym tygodniu „Gazeta Wyborcza” ujawniła, że K. jest zakażony HIV, rozgorzała ogólnopolska dyskusja etyczna, czy godziło się tak postąpić. W Poznaniu dyskusję zmroził strach. Strach nie pozwala odpowiedzieć na pytanie, co się tak naprawdę stało. Nie pozwala zastanowić się, co robić. Ludzie nie chcą na ten temat mówić. To zbyt wiele zarówno dla oskarżycieli jak i obrońców K. Nikt nie wie, co stanie się z Wojciechem K. – nikt nie jest w stanie powiedzieć, czy proces sądowy, w którym wieloletni dyrygent i dyrektor poznańskiego chóru chłopięcego stanął oskarżony o molestowanie swoich wychowanków, zostanie wznowiony. Czy kiedykolwiek zostaną odkryte tajemnice świata, nad którym przez 30 lat niepodzielnie panował K.
Najpierw uchylono mu areszt, bo lekarze stwierdzili, że ma raka mózgu i stoi nad grobem. Potem jednak okazało się, że objawy to skutek zaawansowanego AIDS. W świetle prawa K., póki ma uchylony areszt, jest dziś wolnym człowiekiem. Może wyjść ze szpitala, może wyjechać za granicę. Może zrobić wszystko, na co pozwoli mu zdrowie.
Z aktu oskarżenia: „Od 1992 r. do stycznia 1999 r. na terenie Poznania, Sarbinowa, Niemiec, Francji i całej Europy będąc dyrektorem chóru Polskie Słowiki i nadużywając stosunku zależności co najmniej kilkunastokrotnie doprowadził trzech chórzystów w wieku 12–14 lat do poddania się czynnościom seksualnym polegającym na odbywaniu stosunków oralnych, analnych, dotykaniu narządów płciowych, całowaniu oraz doprowadzaniu do czynności masturbacyjnych”.