Wśród maili, jakie przychodzą do „Alfabetu mafii”, powtarza się na pozór żartobliwe pytanie od młodych ludzi: jak dostać się do mafii, kto przyjmuje zapisy? Udział w działalności grupy przestępczej wciąż jest w wielu środowiskach, głównie w małych, ogarniętych bezrobociem i stagnacją miastach, szczytem aspiracji i jedynym wyobrażeniem życiowej kariery.
Z badań przeprowadzonych wśród wychowanków zakładów poprawczych przez kryminologa dr. Zbigniewa Rau wynika, że młodzi przestępcy idealizują stosunki panujące w polskich grupach mafijnych. Ci z nich, którzy deklarują chęć przystąpienia do gangsterskich grup, wierzą, że to organizacja, w której panuje wzorowy porządek, wzajemna lojalność i odpowiedzialność starszych za młodszych. Postrzegają grupę jako namiastkę rodziny. Wielu z nich wyobraża sobie, iż aby mieć zaszczyt dostania się do takiej rodziny, trzeba się mocno zasłużyć i złożyć przysięgę krwi.
Zatęsknić za starą gwardią
We włoskiej Cosa Nostrze rzeczywiście, aby wejść w struktury mafijne, trzeba mieć wprowadzających, przejść inicjację i złożyć przysięgę. Ale to i tak wystarczy jedynie, żeby osiągnąć status „banditi”, czyli żołnierza od czarnej roboty. Najwyższy szczebel w hierarchii zajmują „ludzie honoru”, a to wymaga już nie lada koneksji. Przede wszystkim trzeba się wywodzić z rodziny mafijnej i mieć zasługi (np. osobiście dokonać zbrodni).
W Polsce nie ma ani takich tradycji, ani nawet niepisanego kodeksu regulującego zasady naboru, ale selekcja nowych do grupy też bywa ostra. Rzadko komu udaje się wejść do gangu, ot tak, prosto z ulicy. W warszawskich grupach zorganizowanych dokonał tego bodajże jeden człowiek – Jacek S. ps. Falconetti. Przystąpił do gangu Rympałka i chociaż nie wywodził się ze środowiska przestępczego, szybko został w pełni zaakceptowany.