Archiwum Polityki

Bartosz Wierzbięta, autor polskich dialogów do „Shreka”:

– Wykonuję dość egzotyczny jak na polskie warunki zawód, który charakteryzuje się brakiem zasad. Nie jest to naukowe translatorstwo, nikt ode mnie nie oczekuje wierności tłumaczenia. Przeciwnie, wszyscy spodziewają się inwencji i eksperymentów językowych. Jestem zwolennikiem radykalnych rozwiązań. Staram się oczywiście zachować sens oryginału i oddać emocje postaci. Jednak sposób, w jaki to osiągam, to moja prywatna sprawa. W końcu chodzi o to, żeby jak największa liczba widzów zobaczyła film i wyszła z niego zadowolona. Kryterium atrakcyjności tłumaczenia jest ostateczne. Problemy zaczynają się wtedy, gdy mamy do czynienia z dowcipami świetnie zrozumiałymi np. dla Anglików, a obojętnymi lub kompletnie nieczytelnymi dla Polaków. Weźmy scenę rozgrywającą się w sypialni Fiony w zamku Zasiedmiogórogrodu. Na jednej ze ścian wisi plakat z podpisem sir Justin. Za granicą widzowie pękają wtedy ze śmiechu, Polacy nie. Chodzi o to, że głos księżniczki podkłada w oryginale Cameron Diaz, a jej chłopak to znany piosenkarz Justin Timberlake, o którym trąbią media. Nawet gdybyśmy mieli możliwość zmiany podpisu pod plakatem, nie bardzo wiadomo, co miałoby go zastąpić. Moim zadaniem jako tłumacza jest w tej sytuacji dodać taki żart, który będzie czytelny tylko dla nas. Stąd nawiązania do Wawelu i np. do serialu „Na dobre i na złe”. Tych ingerencji nie ma jednak zbyt wiele. W sumie niecałe 5 proc. dialogów. Inny kłopot to brak w polskiej kulturze archetypu człowieka, którego można by nazwać „śmiesznym, wygadanym Murzynem”. Jego parodię stanowi Osiołek. Joanna Wizmur – reżyserka polskiej wersji – jak wiadomo dała tę rolę Jerzemu Stuhrowi, ja starałem się nawiązać w warstwie tekstowej do jego dorobku.

Polityka 27.2004 (2459) z dnia 03.07.2004; Kultura; s. 55
Reklama