Jest publiczną tajemnicą, że zarysy dziejów Europy wydawane w Londynie czy Paryżu kończą się w praktyce gdzieś na linii Łaby. Nie popełnię zbyt wielkiego uproszczenia, jeśli napiszę, że jest to raczej historia krajów należących do Unii Europejskiej (tej sprzed roku 2004) oraz NATO (dawnego) aniżeli dzieje Europy.
Europa tylko do Łaby
Co prawda w wydanym w 1994 r. opracowaniu, pióra aż dwunastu autorów („Dzieje Europy” tłumaczenie wydały Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne), historia Czech została potraktowana nieco obszerniej, ale stało się tak jedynie dlatego, że jednym z autorów był ambasador ówczesnej Czechosłowacji w Belgii pan Jiři Grusa. Dopiero przed czterema laty pojawiła się „Historia Europy Środkowo-Wschodniej”, pod redakcją Jerzego Kłoczowskiego, pióra polskich i francuskich historyków, ale – jak wskazuje sam tytuł – objęła ona tylko część naszego kontynentu. Notabene jej nazwa budzi mimo woli refleksję, iż przymiotnik środkowa jest tu dodany jako swoisty „dezodorant” dla usunięcia nieprzyjemnych skojarzeń, wiązanych z pojęciem Wschodu. Bo któż kiedykolwiek nazywał Niemcy, Francję czy Włochy państwami środkowo-zachodniej Europy?
Ograniczenie zainteresowań autorskich do linii Łaby dotyczy także zarysów dziejów wielkich prądów umysłowych czy ruchów religijnych. Wystarczy przypomnieć, iż liczące ponad 1500 stron druku dzieje protestantyzmu, pióra Emile’a Leonarda (1961), historii reformacji w naszym kraju poświęcają zaledwie kilka stron druku. Podczas obchodów czterechsetnej rocznicy uchwalenia edyktu nantejskiego (1998) z wypowiedzi francuskich badaczy wynikało, iż to był pierwszy akt tolerancyjny w całej Europie.