Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji z Rybnika ma zakładowy alkomat, a więc bicz Boży na nietrzeźwych pracowników, którym losowo sprawdza przydatność do roboty. Na początku czerwca zasadność zakupu urządzenia potwierdził tokarz Leszek P., u którego wykryto 0,07 promila alkoholu. Tokarz parę godzin wcześniej wypił piwo. W takim stanie mógłby spokojnie usiąść za kierownicą (dopuszczalna norma 0,2 promila), ale od prac kanalizacyjnych go odsunięto. Po dmuchnięciu odesłany został do domu, a po dwóch dniach otrzymał propozycję nie do odrzucenia: sam napisze o zwolnienie albo dyscyplinarka. Więc napisał, bo z dyscyplinarką nie dostałby zasiłku, ale potem zaczął się buntować. On wyleciał za pijaństwo, a kanalizacja przyjęła na etat Sz., byłego wiceprezydenta Rybnika, który wracając z urzędu spowodował wypadek i miał 3,14 promila we krwi. Znawcy twierdzą, że takie stężenie powoduje wypicie litra wódki (złapano go godzinę po pracy). Kierownictwo PWiK uzasadniając zatrudnienie Sz. (niebawem ma stanąć przed sądem) podkreśla, że to fachowiec. Tokarz P. nic nie ma przeciwko Sz., lecz uważa, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Ano nie ma!