Nowe czasy, jakie nastały po 1989 r., wymagały refleksu, dlatego każdy starał się wykorzystać te możliwości, które miał pod ręką. Ważne było także miejsce, w którym znajdowałeś się, gdy nadeszło nowe. Na czym innym mógł dobrze wyjść prywaciarz z trzymaną w szafie gotówką, na czym innym bezrobotny z nadgranicznej miejscowości, jeszcze na czym innym były sekretarz PZPR.
Kiedy ruszyła giełda, nieoczekiwanie dla samych siebie nagły przypływ gotówki odczuli pracownicy sprywatyzowanych państwowych zakładów, którzy najpierw po preferencyjnych cenach kupili ich akcje, a następnie sprzedali je z olbrzymim zyskiem (załoga łódzkiego Próchnika w 1992 r. kupowała je po 25 tys. zł za sztukę, a dwa lata później sprzedawała po 900 tys. zł). W latach 90. z dnia na dzień w prawdziwych bogaczy zmieniło się wielu rolników, którzy sprzedali ziemię pod wielkie inwestycje zachodniego kapitału. W podwarszawskich Jankach firma IKEA rozpoczynała negocjacje od 1,5 dol. za m kw., zakończyła na 7 dol., a najbardziej oporny właściciel sprzedał swój kawałek za 14 dol. za metr. Jakiś czas później Francuzi z firmy Casino musieli już płacić powyżej 50 dol. za m kw. Ziemia w Jankach stała się tak droga, że nie opłacało się już na niej mieszkać.
Przedsiębiorczy nauczyciele zakładali szkoły angielskiego, urzędnicy na dogodnych warunkach prywatyzowali państwowe przedsiębiorstwa (a następnie na równie dogodnych warunkach sami zatrudniali się u ich nowych właścicieli), milicjanci urządzali się w firmach ochroniarskich, cinkciarze i byli esbecy zakładali kantory, wykorzystując poufne informacje od kolegów z resortu. Aleksander Gawronik, były oficer Służby Bezpieczeństwa, pierwszy prywatny kantor uruchomił na przejściu granicznym w Świecku w marcu 1989 r., kwadrans po wejściu w życie nowego prawa dewizowego.