Rozkaprysiła nas pogoda ostatnimi czasy: lato 2003 r. było skwarne i słoneczne, jeszcze gorętsze zdarzyło się rok wcześniej. Właściwie cała poprzednia dekada była dla nas łaskawa. Nie dziwi więc, że szybko przywykliśmy do lepszego i podświadomie oczekiwaliśmy i w tym roku śródziemnomorskiego lata.
Zimny i deszczowy tegoroczny maj, a po nim chłodny czerwiec przywołały nas do rzeczywistości i uprzytomniły wszystkim, gdzie leży nasz kraj. Zdesperowani słabym sezonem właściciele kwater bodaj po raz pierwszy publicznie oskarżali media o to, że przesadzają w pogodowym czarnowidztwie, tworząc wrażenie, że wszędzie lato jest do kitu. Dostało się nawet autorom reklamy telefonicznej sieci Heyah, którzy rozwiesili w kraju czarne billboardy z hasłami: „Nie jedźcie nad morze”, „Nie jedźcie na Mazury”, czy „Strefa zagrożenia”. W kilku miejscowościach wypoczynkowych zaaresztowano reklamowe plakaty, a Izba Turystyki poskarżyła się na Heyah do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Nerwowość jest poniekąd zrozumiała. Teraz chodzi o to, czy uda się uratować choćby drugą część wakacyjnego sezonu, czy też Polacy dalej będą anulować krajowe rezerwacje i – korzystając też z tańszego euro – uciekną przed polską pogodą za granicę. W rozmowach towarzyskich znowu pojawił się temat, dokąd i kiedy pojechać na urlop.
Zwolennicy zagranicznych wojaży powołują się na komputerową prognozę amerykańskich wojskowych, którzy już wiosną przewidzieli, że w tej części Europy lato będzie dokładnie takie, jakie jest naprawdę, czyli kiepskie.
Skoro istnieje taka prognoza – a wielu moich rozmówców gotowych było ręczyć głową, że ją gdzieś czytali lub słyszeli – i do tej pory się sprawdza, to może warto by do niej zajrzeć i zobaczyć, co mówi o reszcie lata.