Archiwum Polityki

Chwała zwyciężonych

Każdy naród potrzebuje mitów; naszym wielkim mitem jest Powstanie Warszawskie

Wychowywałem się w kulcie powstania. Nie był to kult ślepy – nie przemilczał strat, zniszczeń, potępieńczych swarów. Ale był dość dobrze zabezpieczony przed czarną robotą propagandy i cenzury PRL, które były jak wielka maszyna do krojenia zbiorowej pamięci plasterek po plasterku, tak żeby w końcu wyszło, iż powstania nie da się obronić jako aktu polityczno-wojskowego. Co najwyżej wolno wspominać powstańców, ale tak, by tym większa wydawała się wina tych, którzy posłali ich do walki zakończonej katastrofą.

Demitologizacja zrobiła swoje. Od piętnastu lat możemy całkowicie swobodnie mówić o powstaniu, ale zmęczenie historią wywołuje odruch zniechęcenia, a nawet obojętności. Większość Polaków nie wie na pewno, kiedy powstanie wybuchło, jak długo trwało. Jeszcze gorzej jest z wiedzą o okolicznościach, przebiegu i celu powstania. Tak zabici powstańcy umierają jeszcze raz i jeszcze. Dobrze, że rusza Muzeum Powstania Warszawskiego i sprzedaż pomnikowego dzieła prof. Normana Daviesa poświęconego powstaniu. To potężne posiłki w zmaganiach z postępującą amnezją historyczną Polaków.

Powstanie Warszawskie było logicznym ukoronowaniem akcji niepodległościowej rozwijanej w czasach okupacji nazistowskiej i sowieckiej. Przegrało, bo międzynarodowy układ sił i interesów w momencie jego wybuchu skazywał je na klęskę. Przekształciło się jednak w bohaterski mit patriotyczny i wolnościowy, który odżywał przy kolejnych przełomach powojennej historii Polski. Inspirował moralnie młodsze pokolenia włączające się do opozycji demokratycznej i ruchu Solidarności.

Ciągłość historyczna nie została zerwana i wydała owoce. Wymarzona przyszłość, w której Polacy będą żyli we własnym niepodległym państwie demokratycznym, przyszła szybciej niż się spodziewano i bez przelewu krwi.

Polityka 31.2004 (2463) z dnia 31.07.2004; Komentarze; s. 16
Reklama