Archiwum Polityki

Siedem dni, które wstrząsnęły Polską

Rzeczywistość opisana w poprzednim reportażu ("Wigilia z rozdzielnika") trwałaby do dzisiaj, gdyby nie wielka przemiana w 1989 r. Jej elementem była fundamentalna przebudowa ustroju gospodarczego, zwana dzisiaj reformą Balcerowicza. Formalnie przeprowadziła ją, zapomniana już dzisiaj, Komisja Nadzwyczajna Sejmu Kontraktowego, która zakończyła prace 10 lat temu w Wigilię nad ranem.

"Działo się to w m.st. Warszawie w dniach 22-23 grudnia 1989 r. w sali obrad komisji w gmachu Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej" - głosi pompatyczny napis na okładkach pożółkłych sejmowych protokołów. Tę formułę PRL przejęła jeszcze z czasów II Rzeczypospolitej i dość nieoczekiwanie, po dziesięcioleciach tzw. demokracji ludowej straciła ona swą sztuczność. W gmachu przy ul. Wiejskiej działa się bowiem wtedy naprawdę wielka rzecz: przygotowany został i uchwalony pakiet ustaw nazywany planem Balcerowicza, kładący fundamenty pod gospodarkę wolnorynkową w Polsce.

- Droga z Warszawy na Śląsk była nieprzyjemna: mokro, ślisko, a mnie się oczy prawie zamykały. Dopiero gdy wysadziłem Baśkę w Siemianowicach i podjechałem pod dom, uświadomiłem sobie, że za chwilę wypada siadać do Wigilii - przypomina sobie Herbert Gabryś. Baśka, czyli Barbara Blida, też pamięta przede wszystkim to wielkie zmęczenie:

- Herbert Gabryś podwiózł mnie pod dom, dzięki temu zdążyłam na Wigilię, ale wtedy po raz pierwszy w życiu ze zmęczenia nie przełknęłam nawet kawałka karpia.

W ogóle świętowanie wypadało wtedy marnie. - Andrzej Zawiślak obiecał, że po zakończeniu prac komisji postawi szampana. Gdzieś między 4 a 5 nad ranem zebraliśmy się w moim pokoju - wspomina Marek Pol.

- Ktoś nawet otworzył tego szampana, ale wypiliśmy go bez przekonania, jakby był mocno zwietrzały. Nikomu już się nic nie chciało.

- Pamiętam przede wszystkim wielkie zmęczenie - mówi Maria Stolzman. Pamięta jednak jeszcze to, że gdy późną nocą, czasem nad ranem wracała pieszo do domu, pod pobliskim sklepem mięsnym już stała kolejka. Tym dłuższa, że przecież zbliżało się Boże Narodzenie - Podnosiłam kołnierz zasłaniając twarz, trochę ze wstydu, żeby mnie nikt nie rozpoznał. Było to może trochę irracjonalne, ale byłam przecież przedstawicielką nowej władzy, a kolejki nadal stały.

Polityka 52.1999 (2225) z dnia 25.12.1999; Społeczeństwo; s. 76
Reklama