Archiwum Polityki

Walizeczka z dolarami

Piszę ten felieton z niemiłym zażenowaniem wynikłym z tego, że uwielbiam Ewę Nowakowską pod każdym względem (to nie jest błąd - tak mówił mój nauczyciel fizyki: "Dam ci czwórkę pod każdym względem") - jako człowieka, intelektualistę, publicystę, nawet feministkę. Tymczasem zmuszony się poczułem do twardej z nią polemiki. Rozumiem rzecz jasna, że w artykule "Lisy, jeże i inni" (POLITYKA z 20 XI 1999 r.) omawiała ona tylko poglądy grupy polskich socjologów. Nie zdystansowała się od nich jednak, nie wyraziła swojego sprzeciwu. I o to mam niestety pretensję (może mi ją Ewa wybaczy).

O czym mówią owi socjologowie "pod redakcją Lidii Beskid". O tym, że istnieje w Polsce jedna trzecia "ludzi sukcesu" osiągających wysokie dochody. "Pracują nierzadko po 10 i więcej godzin dziennie. Zarobki przeznaczają na inwestycje, a gdyby niespodziewanie zdobyli większą kwotę, to raczej zainwestowaliby ją w posiadaną firmę lub założyli biznes (45 proc.) niż ťprzejedliŤ (27 proc.). Deklarują satysfakcję z życia oraz liberalne poglądy polityczne. To oni tworzą dynamikę zmian gospodarczych. Na drugim biegunie znajduje się równie liczna grupa, tworząca typ zniechęconych i pasywnych, czyli przegranych. Co druga z tych osób wypadła z rynkowej gry o sukces (...) Pozostała jedna trzecia społeczeństwa balansuje między tymi biegunami. Tworzą ją z jednej strony zawiedzeni indywidualiści, z drugiej uzależnieni kolektywiści..."

Jakież to wszystko jaśniutkie i proste. Jakże łatwiutki świat sklasyfikowany wyłącznie podług złotówek i groszy. Tymczasem szanowna pani Lidio Beskid tak się dziwnie składa, że ja znam inne przykłady. Choćby nauczycielkę wiejską, która haruje też przez dziesięć godzin (a może i więcej) dziennie za poniżające wynagrodzenie.

Polityka 51.1999 (2224) z dnia 18.12.1999; Stomma; s. 98
Reklama