Gdy 50 lat temu powstała we Wrocławiu Wytwórnia Filmów Fabularnych, miasto natychmiast zaczęło grać w filmach. Najrzadziej Wrocław grał sam siebie.
Wrocław był Warszawą w filmie "Giuseppe w Warszawie" i Gdańskiem w serialu "Na kłopoty Bednarski". Na śmietniku niedaleko dworca ginął w "Popiele i diamencie" Cybulski. W radzieckich filmach z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych Wrocław grywał nawet Paryż. Bulwary nad Sekwaną udawały wtedy uliczki wokół katedry na Ostrowie Tumskim, po których człapały konie ciągnące fiakry.
Wraz z demokracją zaczęli do Wrocławia przyjeżdżać reżyserzy z zachodu. Zobaczyli miasto, w którym nie trzeba budować dekoracji, żeby kręcić wojnę. Zagrał więc wojenną Brukselę, Berlin, Getyngę, Kopenhagę, nawet getto w Warszawie. Choć nikomu nie wolno nawet było domyślać się, że to za każdym razem Wrocław. I że prawie za każdym razem ta sama ulica Miernicza.
Kopenhaga, 1943
Mierniczą wybudowano pod koniec XIX wieku. Sześciokondygnacyjne kamienice do dziś budzą podziw wymyślnymi zdobieniami portali i okien. Ciągle jeszcze jest mało anten satelitarnych, za to bardzo dużo dziur po wojennych pociskach. Kolejni reżyserzy zakochują się w Mierniczej od pierwszego wejrzenia.
- Przyjeżdżają do Wrocławia, bo Miernicza to wyjątek w skali Europy, pozostały tu elementy architektury, które gdzie indziej trzeba już odtwarzać - mówi Andrzej Stachecki, szef firmy producenckiej Vacek-Film. - Przedwojenne fasady, bramy kamienic, metalowe balkony, nawet oryginalne klamki i tralki przy poręczach schodów.
"Chłopcy od św. Piotra" Sorena Knegha-Jacobsena to opowieść o duńskim ruchu oporu. Wysadzenie w 1943 r. niemieckiego pociągu było największą akcją duńskiego podziemia. Konspiratorzy spotykali się w kopenhaskim kościele św. Piotra. W filmie tylko kościół był prawdziwy, resztę Kopenhagi zagrał Wrocław. Komendę gestapo - szpital przy Rydygiera, fabryczne hale - browar Mieszczański.