Przez dwa dni wrota świątyń chrześcijańskich w Ziemi Świętej były zamknięte na głucho. Strajkowali zgodnie katolicy rzymscy, prawosławni, Kościół ormiański przeciw rozpoczęciu budowy meczetu w Nazarecie, tuż obok słynnej Bazyliki Zwiastowania, wzniesionej w miejscu, gdzie według tradycji chrześcijańskiej anioł zapowiedział Marii, że urodzi Jezusa. Konflikt narastał od dawna, jego eskalacja grozi planowanej wizycie papieża, ale może też zrujnować stosunki żydowsko-katolickie i dodatkowo utrudnić bliskowschodni proces pokojowy.
Muzułmanie pielgrzymkę do Mekki uważają za największe wydarzenie życia. Jak by się czuli, gdyby zastrajkowało tamtejsze sanktuarium? Podobny zawód musieli przeżyć w ostatnich dniach pielgrzymi, którzy stanęli u zamkniętych wrót Bazyliki Grobu Pańskiego w Jerozolimie i innych świątyń wybudowanych w świętych miejscach religii chrześcijańskiej w Izraelu. Bezprecedensowy strajk kościołów był aktem solidarności głównych wyznań chrześcijańskich w Ziemi Świętej.
Tym, co połączyło tutejszych chrześcijan - na co dzień bardzo pielęgnujących swoje odrębności - okazał się upór muzułmanów z Nazaretu, miasta etnicznie arabskiego, ale podzielonego na dwie społeczności - chrześcijańską i islamską. Miejscowi Palestyńczycy muzułmanie pod przewodem Sulejmana Abu Ahmeda chcą wybudować meczet w miejscu, gdzie pochowano średniowiecznego bohatera wojen z krzyżowcami, szejka Szahaba el-Dina. Meczet ma być okazały, a jego minaret - wieża, skąd zwołuje się wiernych na modły - ma górować nad bazyliką Zwiastowania.
Do zamieszek na tym tle między arabskimi mieszkańcami Nazaretu doszło już w Wielkanoc. Kościół katolicki i inne wspólnoty chrześcijańskie od początku były przeciw. Uważały plan muzułmanów za prowokację; słowo to padło także z ust watykańskiego rzecznika Navarro-Vallsa. Przecież Ziemia Święta zwłaszcza teraz, u progu III milenium i przed wizytą papieża planowaną na przełom marca i kwietnia - powinna dawać przykład współpracy, a przynajmniej pokojowego współistnienia trzech wielkich religii objawionych: żydowskiej, chrześcijańskiej i islamskiej.
O to samo zabiegają od lat tutejsi przywódcy polityczni, którzy zdają sobie sprawę, jaką beczką prochu są na Bliskim Wschodzie antagonizmy religijne. Tylko że polityka ma też inne cele. Gdy więc prawicowy premier Izraela Netanjahu potrzebował głosów wyborczych, również arabskich obywateli Izraela, zgodził się na meczet w Nazarecie.