Archiwum Polityki

Hak między linami

Po rewanżowej walce Lewis-Holyfield o mistrzostwo świata wszechwag i rozegranym w tydzień później pojedynku Gołota-Grant świat bokserski odetchnął z ulgą. Sukcesem nie było nawet to, że po latach został wreszcie wyłoniony niekwestionowany, uznany przez wszystkie trzy federacje champion - Lennox Lewis, a walka Gołoty z Grantem podobała się widzom. Należało się cieszyć, że na ringu nikt nikomu nie odgryzł ucha, nie uderzył w podbrzusze, nie doszło do bijatyki na widowni, a sędziowie nie sfałszowali werdyktu.

Boks zawodowy nigdy nie był zajęciem dla niewinnych panienek, korupcja kwitła tam zawsze, a jego związki z mafią stały się nieodłącznym wątkiem literacko-filmowej legendy. Jednak pojedynki dawnych mistrzów: Jacka Dempseya, Joego Louisa, Rocky´ego Marciano, wirtuozerskie popisy Muhammada Ali, pozwalały nie dostrzegać ciemnej strony pięściarskiego sportu. Syndykaty zbrodni interesowały się zresztą boksem głównie jako pralnią pieniędzy, nie wtrącając się zanadto do jego kuchni. Nigdy natomiast, jak się zdaje, nie było takiego jak teraz zamętu w kryteriach oceny zawodników, tak pogmatwanych reguł gry w boksie, co zwykle stwarza idealny grunt do nadużyć i aż takiej dominacji pieniądza nad sportową stroną tej dyscypliny. Nigdy kibice nie mieli takiego jak dziś poczucia, że robi się ich w jelenia. Jak powiedział były menedżer Riddicka Bowe´a, Rock Newman, boksem nie musi dziś rządzić mafia, bo sam boks stał się mafią.

Zalążki obecnej degrengolady zakiełkowały prawdopodobnie wraz z eksplozją telewizji, bezpośrednio transmitującej walki na cały świat, co radykalnie zwiększyło pulę dochodów. Pod koniec lat siedemdziesiątych zaczął się proces mnożenia organizacji rządzących boksem, sporządzających m.in. rankingi zawodników i sankcjonujących mecze o mistrzostwo świata - każdy bowiem chce mieć mistrza i organizować mecze o najwyższą stawkę.

Federacje żyją oficjalnie z opłat "sankcjonujących" walki o mistrzostwo, zwykle w wysokości 3 proc. dochodów z meczu. Nie jest to mało, zważywszy, że chodzi o wąską grupę ludzi (na etatach zatrudnionych jest po kilka osób). Np. za swoją ostatnią walkę Lewis i Holyfield zapłacili samej tylko federacji IBF łącznie 705 tys. dolarów, bo zarobili, odpowiednio, 15 i 13,5 mln dolarów. Każda federacja organizuje co najmniej po trzy-cztery walki o najwyższy tytuł w każdej kategorii wagowej, a tych jest dzisiaj aż siedemnaście!

Polityka 49.1999 (2222) z dnia 04.12.1999; Społeczeństwo; s. 88
Reklama