Sprzątanie, gotowanie, jedzenie, ale także kłótnie, sen i seks na żywo na oczach milionów telewidzów. Przerażająca wizja autora filmu "Truman Show" Petera Weira urzeczywistniła się szybciej, niż można się było spodziewać.
W nowym holenderskim programie telewizyjnym "Big Brother", którego oglądalność przekroczyła najśmielsze oczekiwania, telewidzowie mogą na gorąco podglądać grupę młodych ludzi zamkniętych z własnej woli w willi leżącej na odludziu. Wszelkie ich gesty, działania i rozmowy rejestrują na okrągło 24 kamery i 59 mikrofonów, a widzowie mogą to śledzić przez całą dobę na żywo w Internecie lub oglądać na ekranie telewizyjnym 24-minutowy skrót codziennie o siódmej wieczorem. Natomiast uczestnicy programu są absolutnie odizolowani - ani telewizji, ani gazet, ani telefonu. Od czasu do czasu mają prawo do korespondencji: listy są ich jedynym łącznikiem ze światem.
Żeby jeszcze bardziej uatrakcyjnić program, dano telewidzom prawo do oceny uczestników i eliminowania tych, którzy się nie spodobali. Wystartowało dziewięcioro, po 50 dniach została tylko piątka: Ruud, Bart, Maurice, Willem i Karin. A 31 grudnia 1999 r., w setnym dniu trwania programu, zostanie tylko jeden wybrany przez publiczność i to on otrzyma w nagrodę 250 tys. guldenów, czyli około pół mln zł. Muszą więc robić wszystko, aby jak najdłużej utrzymać sympatię szerokiej publiczności. Nie uciekają więc - w każdym razie nie wszyscy - z telewizyjnego ekranu, jak uczynił bohater "Truman Show", gdy tylko zorientował się, że całe jego życie toczy się na wizji.
Uczestnicy programu, wyłonieni spośród tysięcy zgłaszających się kandydatów, mają od 20 do 40 lat i noszą się raczej modnie. Starają się robić wrażenie wtajemniczonych, nie tracąc jednocześnie prostoty i otwartości, cenionych w społeczeństwie, w którym panuje duch egalitaryzmu. - Ze strachu przed wypadnięciem z gry nie chcą się wyróżniać przed kamerami, a nie mogą zachowywać się naturalnie.