Na przystankach i słupach, w gazetach i w Internecie, w korespondencji adresowanej do wszystkich firm, pojawia się coraz więcej dramatycznych, podobnie brzmiących apeli. Chodzi o darowizny na kosztowne procedury medyczne, ratujące życie. Białaczka występuje w apelach najczęściej; rzadziej - niewydolność wątroby, wymagająca przeszczepu tego narządu, wada serca, nowotwór siatkówki. Po prostu - jak mówi ojciec jednego z chorych dzieci - żebranina o życie. Czy te apele są uzasadnione i konieczne? Czy w Polsce pacjenci muszą sami finansować najkosztowniejsze procedury medyczne, do których należą transplantacje? Czy budżet służby zdrowia nie wytrzymuje obciążeń związanych z radykalnym wzrostem liczby zabiegów transplantacji i dlatego trzeba apelować do powszechnej ofiarności? Kto dla kogo i z jakim skutkiem prowadzi tę zbiórkę? Co o niej myśli środowisko medyczne? O tym traktuje nasz raport.
Typowe: "Alek choruje na białaczkę. Jego jedyną szansą jest przeszczep szpiku kostnego i kosztowne leczenie. Zabieg oraz leki wspomagające są bardzo drogie, przekraczają możliwości finansowe rodziny. POMÓŻCIE NAM OCALIĆ MU ŻYCIE! Każda najmniejsza kwota zostanie przyjęta z wdzięcznością..." Obok fotografia uroczego, roześmianego chłopca (sprzed choroby - z reguły nie wystawia się na widok publiczny dzieci wychudzonych i wyłysiałych po chemioterapii), nazwisko, adres, konto stowarzyszenia lub fundacji prowadzącej zbiórkę. Czasem docelowa kwota: od kilkudziesięciu tysięcy złotych do kilkuset tysięcy marek, jeśli zabieg ma być wykonany za granicą. Nierzadko fragmenty dokumentacji medycznej i zaświadczenie, że okaziciel prowadzi zbiórkę pieniędzy na kosztowne leczenie.
- Komu dać narząd
- Dlaczego przeszczep?
Stowarzyszenie Junior publikuje w Internecie "List otwarty do osób publicznych o ponadprzeciętnych dochodach". Narasta lawina apeli, próśb, perswazji, a nawet szantażu ("Pomóżcie, bo dziś jesteście zdrowi, ale jutro możecie znaleźć się w naszej sytuacji").
Czekam na szpik
W listopadzie wielu warszawiaków zareagowało szokiem na widok kilkudziesięciu wielkich tablic ulicznych. Przyzwyczajeni do barwnych fotografii reklamowych i trywialnych haseł zobaczyli nagle coś wyrafinowanie prostego, estetycznego, a zarazem drastycznego: czarno-białą fotografię młodej kobiety bez cienia makijażu. Szczupłe, nagie ramiona obejmują w geście rozpaczy łysą głowę. Regularne rysy twarzy, wyraz osaczenia w wielkich oczach. Obok napis: "Czekam na przeszczep, potrzebuję Twojej pomocy" i adres komputerowy oraz numer audiotele dla fundacji.
Na internetowej stronie Joanny Ch. gości dziennie ok.