Archiwum Polityki

Jeleń za płotem

Wielkie firmy i drobni deweloperzy są jednomyślni: inwestycja budowlana to droga przez mękę. Prawie zawsze napotyka się na niej protesty sąsiadów i żądania świadczeń na rzecz miasta czy gminy. Wówczas trzeba słono płacić za to, by budowa w ogóle ruszyła z miejsca.

Inwestor, który chce szybko budować, zabiega zwykle o przychylność sąsiadów. Duże firmy z góry przeznaczają na ten cel pewne kwoty: budowy nieoprotestowane zdarzają się podobno coraz rzadziej. - Są kancelarie prawnicze specjalizujące się w doradztwie osobom pragnącym odpowiednio drogo sprzedać swoje prawo do protestu - twierdzi Tomasz Nowakowski z belgijskiej firmy Liebrecht and Wood, prowadzącej w Polsce kilka inwestycji. - Protesty wnoszone są do instancji wyższych, a na końcu decyzja dotycząca budowy zaskarżana jest do Naczelnego Sądu Administracyjnego. NSA na ogół stwierdza ważność decyzji, ale wyrok zapada po kilku latach. Inwestor nie może sobie pozwolić na taką stratę czasu, zawiera więc ugodę z protestującą stroną.

Haracz płacony na rzecz sąsiadów zależy od rodzaju inwestycji. Od deweloperów lub spółdzielni stawiających domy wymaga się zwykle ocieplenia sąsiednich budynków, wykonania elewacji, przeznaczenia uzgodnionych kwot na remonty. Od warszawskiej spółki Barc właścicielka sąsiedniej działki zażądała jej wykupienia, choć działka nie była przeznaczona pod zabudowę, a tym samym wydawała się - do czasu - bezużyteczna. Święty spokój kosztował w tym przypadku 200 tys. złotych wliczone następnie w cenę budowanych mieszkań. W rezultacie świadczenia na rzecz sąsiadów mają wcale niemały udział we wzroście kosztów nowego budownictwa.

Podobny skutek ma wstrzymywanie robót. Większość sąsiadów odwołując się do NSA występuje jednocześnie o wstrzymanie budowy i wnioski takie często są uwzględniane. Inwestor ponosi straty, które też wliczone zostaną w cenę mieszkań. Coraz większy urodzaj na protesty jest również powodem wydłużania się przeciętnego cyklu budowy domu. W tym roku wynosi on, według GUS, 22,1 miesiąca (nie licząc domów jednorodzinnych) i jest o miesiąc dłuższy niż 10 lat temu, chociaż materiałów budowlanych jest dzisiaj w bród, a o wykonawców robót też nieporównanie łatwiej.

Polityka 47.1999 (2220) z dnia 20.11.1999; Gospodarka; s. 74
Reklama