Archiwum Polityki

Trochę Polski

W pierwszym dniu pokazano "Ogniem i mieczem", na zakończenie zaś "Pana Tadeusza", czyli dwie superprodukcje, na jakie zdobyła się w ciągu jednego roku nasza nie najbogatsza przecież kinematografia. To były naprawdę imponujące ramy festiwalu, tym bardziej więc byliśmy ciekawi, co znajdzie się pomiędzy nimi.

Obejrzeliśmy w Teatrze Muzycznym dwadzieścia sześć tytułów, nie licząc pokazów towarzyszących, a więc znacznie więcej niż w latach ubiegłych. Nie byłoby tak urodzajnego sezonu, gdyby Komitetu Kinematografii nie wsparły telewizje, które organizowały w Gdyni specjalne konferencje prasowe, by pochwalić się, jak wspólnie budują świetlaną przyszłość polskiego filmu. Czy naprawdę jest już tak wspaniale?

Od dawna sprawozdania z festiwali filmów polskich wyglądają mniej więcej tak samo - jest źle i niewielkie są nadzieje, że w dającej się przewidzieć przyszłości będzie lepiej. W tym roku tę wytartą formułkę trzeba nieco zmodyfikować: wprawdzie nadal nie jest za dobrze, filmy są za długie, źle opowiedziane itd., ale coś się zaczęło w kadrze ruszać. Przede wszystkim pojawiły się obrazy, w których widać trochę Polski. Spora w tym zasługa scenarzystów, sięgających po tematy wprost z życia, to znaczy z kronik kryminalnych. Za wcześnie mówić o jakiejś nowej szkole, ale z pewnością mamy już całą serię filmów pokazujących ciemniejszą stronę Najjaśniejszej III RP.

W zgodnej opinii publiczności i jury, najciekawszym filmem tegorocznego festiwalu był "Dług" Krzysztofa Krauzego, którego scenariusz oparty jest na autentycznych wydarzeniach. Dwaj początkujący biznesmeni, wchodzący z impetem i wielkimi nadziejami w dorosłe życie, są terroryzowani przez gangstera, zresztą dawnego kolegę, który stosując brutalne metody próbuje ich zniszczyć. Działając w obronie własnej zabijają prześladowcę i jego goryla, następnie obcinają im głowy, by wpuścić policję na fałszywy trop porachunków w stylu rosyjskich mafii.

Ale film nie jest prostą rekonstrukcją znanych wydarzeń, kryminalny przypadek w wersji Krauzego staje się bowiem współczesną tragedią z życia młodej polskiej inteligencji, która na własnej skórze - co w tym wypadku brzmi bardzo dosłownie - doświadcza dzikiego kapitalizmu.

Polityka 44.1999 (2217) z dnia 30.10.1999; Wydarzenia; s. 16
Reklama