Minister edukacji nazwał decyzję Rady Ministrów, podjętą tuż przed Dniem Edukacji Narodowej (dawniej Dzień Nauczyciela), prezentem dla nauczycieli i kolejnym filarem reformy. Rzecz w tym, że filar, którym stempluje się dzisiaj kruchą konstrukcję nowej szkoły, powinien stanąć jako pierwszy, a nie ostatni. Gdyby najpierw doceniono rolę nauczycieli, wyciągnięto ich z biedy i powiązano awans materialny z nowymi obowiązkami, jakie nakłada reforma, atmosfera w szkołach byłaby dziś zupełnie inna. Nie byłoby tyle zniechęcenia i bierności, nie byłoby zainicjowanych przez Związek Nauczycielstwa Polskiego przygotowań do referendum w sprawie akcji protestacyjnej nauczycieli.
Najważniejszy w nowelizacji jest awans zawodowy i płacowy: od stażu poprzez kontrakt, następnie mianowanie do statusu nauczyciela dyplomowanego. Osoby o wyjątkowym dorobku zawodowym będą mogły zwieńczyć karierę tytułem honorowym profesora oświaty. Przepisy znowelizowanej Karty mają odnosić się do wszystkich nauczycieli, bez względu na to, czy ich pracodawcą jest oświata publiczna, czy niepubliczna.
Ta droga awansu (w kilku wariantach) była zapowiadana już na początku 1998 r. we wstępnym projekcie reformy. Jej ostateczna wersja, wyłuskana z długiego, napisanego w urzędniczej nowomowie i zawikłanego ponad wszelką miarę, projektu ustawy, wygląda tak:
Osoba, która posiada wyższe wykształcenie z odpowiednim przygotowaniem pedagogicznym, może podjąć pracę w szkole i od momentu podpisania umowy staje się nauczycielem stażystą. Staż trwa 9 miesięcy (praktycznie jeden rok szkolny) i odbywa się pod kierunkiem doświadczonego nauczyciela-opiekuna, który pomaga debiutantowi w przygotowaniu i realizacji planu rozwoju zawodowego. Zwieńczeniem stażu jest akceptacja komisji kwalifikacyjnej i awans na nauczyciela kontraktowego.