Gdy minął pierwszy miesiąc roku szkolnego 1999/2000, okazało się, że nowe podręczniki są droższe, niż przewidywano, szkolne autobusy wyjechały na gminne drogi tam, gdzie samorządy kupiły je w porę za własne środki, a nauczyciele ciągle czekają na podwyżki.
Na czołówkach lokalnych gazet więcej było tytułów w rodzaju: "Bez książek", "Dwója z reformy", "Długie remonty, krótszy rok szkolny" niż "Wygodniej do szkoły". Po miesiącu życie szkolne toczy się utartymi koleinami; bez większych konfliktów, ale i bez atmosfery entuzjazmu. Symbolem zmian są oczywiście gimnazja. Modelowo miały być lokalizowane przy szkołach ponadpodstawowych, aby absolwenci mogli kontynuować naukę w tym samym budynku. Tylko 160 spośród ponad 5 tys. gimnazjów spełnia ten warunek - aż 130 z nich znajduje się w miastach.
Jedną z takich szkół jest gimnazjum nr 54 przy LXIV Liceum im. Witkacego w Warszawie. Z programu szkoły wynika, że ta placówka już na starcie przejmuje aspiracje i metody pracy renomowanego liceum. Planowana ponad standard edukacja ekonomiczna, ekologiczna i artystyczna, możliwość wyrównywania w I klasie poziomu wiedzy z języka polskiego, dostęp do pracowni informatycznych i językowych oraz różnych kół zainteresowań z pewnością umożliwi przyjętym tu trzynastolatkom prawdziwy skok intelektualny.
Aż dwie trzecie wszystkich gimnazjów ulokowano we wspólnych budynkach ze szkołami podstawowymi. Są także gimnazja wirtualne - wynik rozbieżności pomiędzy reformatorską wizją a społecznymi realiami. Po prostu klasy siódme w niektórych szkołach podstawowych nazwane zostały pierwszymi gimnazjalnymi (inaczej: zamiejscowymi oddziałami gimnazjalnymi we wsiach X, Y, Z). W niektórych województwach - np. lubelskim, małopolskim, wielkopolskim - co piąte wiejskie gimnazjum jest taką wirtualną placówką.
W Dorohusku (Lubelskie) w skład Zespołu Szkół Ogólnokształcących wchodzi podstawówka, gimnazjum i dwa gimnazjalne oddziały zamiejscowe na wsi.