Archiwum Polityki

Ucho od misia

Żona swojego męża
Z zainteresowaniem przeczytałem w „Polityce” o nowych adeptach sztuki dziennikarskiej: Kenie i Frytce. To przejaw nowego zjawiska w światowej prasie. Kiedyś trzeba było dużo i dobrze pisać, żeby wyrobić sobie nazwisko. Dzisiaj jest odwrotnie: wystarczy mieć nazwisko, żeby napisać cokolwiek. Kolejnym dowodem niech będzie Anna Ibisz. Nazwisko ma po mężu. W kierowanym przez siebie piśmie „Voyage” podjęła się trudnej sztuki wywiadu, pytając podróżnika Marka Kamińskiego, między innymi tak: „Z czego Pan żyje, jeśli Pana życiem są wyprawy? (...) Będzie Pan podróżował do końca życia?”. Ale już szczytem wnikliwości była kwestia: „Czy znajomość języków obcych przydała się Panu w podróżowaniu?”. Zainspirowany tym wywiadem również postanowiłem spróbować swych sił w przesłuchaniu. Poprosiłem o rozmowę Bolka i Lolka.

W jedności siła
Miś Uszatek: – Czy przyjemnie jest być tak sławnym jak ty?
Bolek i Lolek:

– Jest nas dwóch, ale i tak jest nam przyjemnie.
– Ale przecież występujecie w jednym filmie.
– Ale jest nas dwóch, poza tym było dużo odcinków.
– No, ale przecież pod jednym tytułem.
– Mimo to jest nas dwóch, mamy zresztą inne imiona.
– No, może być przecież jeden bohater o dwóch imionach?
– Może, jednak nie w naszym przypadku.
– A czy myślałeś o tym, żeby zacząć pisać w gazetach?
– Owszem, myśleliśmy. Bolek marzy o publicystyce, Lolek dobrze by się znalazł w prasie podróżniczej.
– No tak, to taki zawadiaka. Czy myślisz, że umiejętność pisania i czytania przyda ci się w pracy dziennikarskiej?

Polityka 4.2004 (2436) z dnia 24.01.2004; Fusy plusy i minusy; s. 88
Reklama