Noc była ciepła i pogodna, jakich większość w Italii. W sam raz na wypróbowanie wynalazku z Niderlandów. Specjalnie szlifowane szkła umieszczone w końcach drewnianej tuby pokrytej papierem kilkunastokrotnie przybliżały okoliczne budynki, drzewa i pagórki. Czy tak samo przybliżą gwiazdy? Tej nocy w 1609 r. Galileo Galilei zapragnął to sprawdzić. Przyłożył oko do lunety...
– Bardzo słabo widoczna plamka o bardzo dobrze widocznym kolorze – zagadkowo rzekł szef największego obserwatorium w dziejach ludzkości, komentując pierwsze obrazy nowo odkrytej planety w gwiazdozbiorze Byka. 400 lat po Galileuszu nad wysokimi Andami zapada zmrok. Z dziennej drzemki budzi się OWL – najmłodsze dziecko Europejskiego Obserwatorium Południowego (ESO) w Chile. Nazywa się Overwhelmingly Large Telescope (co można przetłumaczyć jako Przeogromnie Duży Teleskop), ale wszyscy mówią OWL, czyli po prostu sowa. Właśnie otwiera swe jedyne oko na Wszechświat. Dzisiejszej nocy ponownie przyjrzy się zagadkowej „plamce”, tym razem w podczerwieni. W świetle widzialnym ta plamka wygląda jak niewielki, skalisty glob krążący wokół spokojnej gwiazdy w średnim wieku. Błękitny glob. Dotąd znaliśmy tylko jeden taki przypadek – naszą Ziemię. Nową planetę odkryto za pomocą teleskopu, o którym jeszcze niedawno uczeni mówili: „To czysta fantazja. Jakiż jest sens budować teleskop o zwierciadle stumetrowej średnicy?!”.
To oczywiście wizja przyszłości. OWL to już nie jest fantastyka,
choć jeszcze nie rzeczywistość. To bardzo ambitny projekt uczonych z Europy, by zbudować teleskop dziesięciokrotnie większy od najlepszych narzędzi współczesnej astronomii.