Zygmunt Freud (1858–1939), jak się zdaje, nie był całkiem normalny. Gdyby wymienić wszystkich przyjaciół, z którymi się poróżnił, i o co, można by napisać nie recenzję, lecz całą książkę. I tak właśnie postąpił Peter Gay. „Freud. Życie na miarę epoki” to tyleż biografia twórcy psychoanalizy, ile imponujący portret niezwykłej zbiorowości współpracowników uczonego i jego pacjentów. A przy okazji wyczerpujący wykład jego teorii, pozwalający prześledzić liczne rewizje, jakim poddawał je sam Freud.
I tak np. dowiadujemy się, że uczony, w rzadkim przypływie wielkoduszności, przypisywał ojcostwo psychoanalizy nie sobie, lecz swemu mentorowi Josefowi Breuerowi. To jemu wiosną 1882 r. cierpiąca na wodowstręt pacjentka opowiedziała w transie hipnotycznym, że widziała, jak pewna angielska dama, której nie lubiła, dała swemu pieskowi napić się ze szklanki. Po ujawnieniu przyczyny urazu dolegliwość ustąpiła. Breuer z powodzeniem wyleczył Bertę Pappenheim z tej i z wielu innych przypadłości. Nagle jednak przerwał leczenie i przekazał pacjentkę młodszemu koledze. Dopiero pół wieku później Freud wyznał, co tak bardzo przeraziło Breuera: ten, choć miał w ręku klucz do psychoanalizy, odrzucił go. Pacjentka mianowicie uroiła sobie, że jest z lekarzem w ciąży.
Dla Breuera odkrycie związków histerii z ludzką seksualnością było końcem przygody z psychoanalizą. Dla Freuda zaledwie początkiem. Skorzystały na tym tysiące pacjentów, kilka kierunków sztuk plastycznych i literatury, parę szkół psychologicznych, zarówno propagujących jak i zwalczających zacięcie doktrynę Freuda.
Książkę zamyka esej omawiający literaturę przedmiotu i bibliografia dzieł Freuda (także w przekładach na język polski). Powinien ją mieć na półce każdy student psychologii, który mężnie zniesie takie np.