Archiwum Polityki

Ostatni samuraj

++

Wszystko w tym dwuipółgodzinnym historycznym eposie o samurajskim kodeksie Bushido, nakazującym służyć szogunatowi w imię honoru, jest perfekcyjnie skrojone na użytek wyobraźni nastoletnich dzieci. XIX-wieczne realia Kraju Kwitnącej Wiśni, przeobrażającego się z zamkniętego, feudalnego imperium w militarne mocarstwo prowadzące prozachodnią politykę, zostały ukazane tak jak w bajce o nieszczęśliwym władcy, omotanym przez skorumpowanych doradców. Główna atrakcja filmu „Ostatni samuraj”: sceny walki uzbrojonej po zęby nowoczesnej armii Cesarza ze zbuntowanymi samurajami, dla których zmiany oznaczają niechybną śmierć – rozmachem i ekranowym stylem przywodzą na myśl „Tańczącego z wilkami”. W istocie „Ostatni samuraj” nie ma bowiem nic wspólnego z japońską historią ani nie odwzorowuje mentalności Dalekiego Wschodu, stanowi natomiast egzotyczną wersję westernu, gdzie role Indian grają wojownicy używający miecza, zaś bezlitosnych kowbojów reprezentują cesarscy żołnierze, dozbrajani przez amerykański przemysł wojskowy produkujący karabiny i armaty. Zabójczo przystojny Tom Cruise jest równie nierealny jak cała reszta, choć gra w filmie najciekawszą postać: żołnierza, który zdradza swoich mocodawców i przechodzi na stronę samurajów.

Janusz Wróblewski

+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe
Polityka 4.2004 (2436) z dnia 24.01.2004; Kultura; s. 48
Reklama