W 1804 r. Haiti – jako pierwsza czarna republika na świecie – uwolniło się spod panowania Francuzów. „Haiti to matka wolności” – lubi powtarzać z dumą prezydent Aristide. Jednak Haiti, oprócz symbolicznej rocznicy, nie ma dziś zbyt wielu powodów do świętowania i dumy. Jest najuboższym państwem obu Ameryk; pracę ma co czwarty dorosły, co drugi jest analfabetą, średnia życia ledwie przekracza 50 lat.
Według opublikowanego w grudniu przez organizację humanitarną National Coalition for Haitian Rights raportu obecnie przestępczość na Haiti jest równie wysoka jak w latach 1991–1994, w okresie zamachu stanu, który wówczas pozbawił władzy Aristide’a. – Do 1986 r. sytuacja była jasna, Duvalier był dyktatorem i nie ukrywał tego. Aristide natomiast kryje się za populizmem, za pięknymi słowami o wolności, pokoju i demokracji, ale w praktyce to taka sama dyktatura – mówi Pierre Esperance, dyrektor NCHR.
Pierre tłumaczy, że nie interesuje go żadna opcja polityczna, staje w obronie przestrzegania podstawowych praw publicznych, które gwarantować powinna uchwalona w 1987 r. konstytucja. Dziś rządzą ludzie, którzy nie akceptują krytyki. Wszystkie kluczowe instytucje są w rękach partii prezydenta. Nie na darmo nazywa się Lavalas, po kreolsku Lawina. Zmiotła wszystko. Korupcja jest wszechobecna, a sprzedawcy narkotyków nawet nie próbują się ukrywać. Poza kontrolą partii Lavalas pozostała jedynie edukacja. Pomimo że prezydent stworzył sektor prywatnych uczelni, aby w perspektywie doprowadzić do całkowitego sprywatyzowania szkolnictwa wyższego (w czym przeszkodziły protesty studentów Uniwersytetu Haitańskiego w 2002 r.), to studenci, nauczyciele i wykładowcy należą do najaktywniejszych protestantów.
Niewielka wyspa podzielona jest na dwa kraje – Haiti i Republikę Dominikańską (oderwała się w 1844 r.