Archiwum Polityki

Nielekko

Do podupadającego górnictwa, zbrojeniówki, PKP i innych państwowych utrzymanków budżetu dołączył częściowo sprywatyzowany przemysł lekki. Ministerstwo Gospodarki twierdzi, że stało się tak z powodu niskiej konkurencyjności tej gałęzi. Pracodawcy z branży oskarżają rząd o indolencję i liczne grzechy zaniechania.

W przemyśle lekkim (włókienniczy, odzieżowy i skórzany) funkcjonuje ponad 50 tys. firm, z czego ok. 1300 zatrudnia powyżej 50 pracowników. Dominują niewielkie, prywatne przedsiębiorstwa powstałe po 1990 r. Rozwijały się one do 1997 r., kiedy to nastąpił wyraźny spadek tempa wzrostu produkcji sprzedanej całej branży. Ubiegły rok przyniósł już pełne objawy kryzysu. Przemysł włókienniczy i skórzany odnotowały spadek produkcji sprzedanej. Według prognoz, tegoroczne wyniki w dziedzinie produkcji i sprzedaży będą jeszcze gorsze.

Drugi rok z rzędu koszty rosną szybciej niż przychody, co fatalnie odbija się na kondycji finansowej przemysłu lekkiego. W 1998 r., po raz pierwszy od dobrych kilku lat, branża jako całość poniosła stratę netto w wysokości ok. 88 mln zł. W efekcie spadła zdolność kredytowa przedsiębiorstw, pojawiły się trudności w bieżącym regulowaniu zobowiązań. W przemyśle włókienniczym i skórzanym płynność finansowa kształtowała się w ubiegłym roku znacznie poniżej minimalnych standardów. Wzrosła też liczba bankrutujących firm. Kolejnym sygnałem alarmowym jest postępująca dekapitalizacja majątku. W całej branży stopień jego zużycia jest wyższy niż przeciętnie w polskim przemyśle. Potrzeby inwestycyjne szacuje się na astronomiczną sumę 2 mld dolarów, a branża przynosi straty.

Kondycja przemysłu lekkiego odbija się silnie na całej gospodarce. Dotyczy to zwłaszcza rynku pracy i handlu zagranicznego. Producenci tekstyliów i odzieży to ciągle duży pracodawca i eksporter. Mimo trwającego od kilku lat spadku zatrudnienia (tylko w ub. roku z zakładów odeszło 23 tys. osób), w ubiegłym roku pracowało tu 417 tys. osób, czyli 13 proc. zatrudnionych w całym przemyśle. Widmo ostatecznej zapaści, przed którą ostrzegają fachowcy, oznaczałoby więc gwałtowny wzrost bezrobocia z wszystkimi tego fatalnymi skutkami dla budżetu i wzrostu gospodarczego.

Polityka 40.1999 (2213) z dnia 02.10.1999; Gospodarka; s. 60
Reklama