Archiwum Polityki

Zagrajmy na komputerze!

W związku z premierą sensacji "Gwiezdne wojny - część 1: Mroczne Widmo" wyłania się pytanie, czy wydarzeniem tym powinna zająć się rubryka filmowa, czy też dział ekonomiczny, ponieważ jest to światowy fakt marketingowy. Niemniej, materiałem dla niego jest film i nie da się uniknąć, niestety, refleksji ze strony kinomana.

Skąd wziął się tu zwrot "niestety", jaskrawie nie pasujący do podobnego sukcesu? Ponieważ jest on symptomem sytuacji kina, zagrożonego nierównowagą. Polega ona na monumentalnej dysproporcji. Z jednej strony, olśniewająca technika widowiskowa, jakiej nie zaznała sztuka spektaklu odkąd on istnieje: nigdy od czasów Ajschylosa nie posiadał on podobnych środków, by pokazać wszystko, co fantazja potrafi wymyślić. Który to rozmach jest jednak w kontraście do znikomej treści i przykładem tej sytuacji jest pakiet kawałków ostatnio na naszych ekranach oraz "Mroczne Widmo", z którym ów kłopot rysuje się najdobitniej. Ale po porządku.

A więc, Republika Galaktyczna jest zagrożona przez ponury Związek Handlowy i jej królowa (skąd wzięła się jako szefowa demokracji, nie wiadomo) Amidala musi uchodzić. Wspierają ją jednak dwaj rycerze z ekskluzywnej organizacji broniącej Sprawiedliwości Jedi (wymawia się "dżedaj"), Qui-Gon-Jinn i jego pomocnik Obi-Wan Kenobi; sprzymierzają się oni z przedstawicielem rodu Gunga, który mieszka w migocącym kryształami mieście podwodnym, ale gdzie oddycha się normalnie: ów przyjaciel Jar Jar Binks jest postacią pocieszną i zabawia nas w chwilach krytycznych.

Jest ich trzy, jak powinno być w regularnym kinie przygodowym, gdzie kulminacje są skalkulowane: 1. wyścig zdumiewających pojazdów, które potrafią wszystko, łącznie z unoszeniem się w powietrzu, który wygrywa, rozwalając złośliwego Sebulbę na wybuchające kawałki, dziesięcioletni Anakin Skywalker, przyszła nadzieja Galaktyki; 2. popisowy pojedynek na miecze zaopatrzone w neony zamiast ostrzy, między naszymi dżedajami oraz odrażającym Darethem Maulem z gębą pomalowaną w zygzaki czerwono-czarne oraz z rogami na głowie; 3. finałowa bitwa armii elektronicznych robotów z naszymi, wygrana przez uczciwych w momencie, gdy wydawałoby się, że wszystko stracone.

Polityka 40.1999 (2213) z dnia 02.10.1999; Kultura; s. 46
Reklama