Archiwum Polityki

Bunt gladiatorów

Artykuł Rafała Ziemkiewicza ("Powrót gladiatora", POLITYKA 32) poświęcony pewnej futurologicznej wizji cywilizacji, zwanej w publicystyce "społeczeństwem 20:80" wywołał spory rezonans. Przypomnijmy: wedle tej prognozy dla podtrzymania rozwoju cywilizacji wystarczy jedna piąta część populacji (20 proc.). Czy pozostałe 80 proc. jest skazane na wegetację? Jedni sugerują zaoferowanie tej reszcie "chleba i igrzysk". Ziemkiewicz wierzy w naturalne mechanizmy ekonomiczne; sprawią one, że owe 20 proc. wytworzy na nowe usługi popyt, który 80 proc. będzie zaspokajać, przez co część bogactwa spłynie w dół, łagodząc ubóstwo. Oto dwie charakterystyczne polemiki z artykułem.

Dla kogo igrzyska

Autor z właściwą sobie precyzją i obojętnością roztacza obraz społeczeństwa, w którym większość służy mniejszości. Charakter owej służby częściowo wywodzi z diagnozy sytuacji obecnej. Nie wydaje się przejmować tym, że nastąpi eskalacja takich zjawisk społecznych jak handel narządami żywych ludzi, prostytucja wynikająca z warunków ekonomicznych czy mafijne metody usprawniania mechanizmów rynkowych. Być może istotnie są to zagadnienia ze względu na swoją powszechność już teraz dość trywialne i niewarte uwagi. Zresztą ludzkie życie, zdrowie czy godność nigdy nie były domeną liberalnych myślicieli. Ziemkiewicz koncentruje się na bardziej fascynującej, bo wciąż jeszcze futurologicznej możliwości uczynienia użytecznymi bezrobotnych, zdanych w przeciwnym razie na niewybredną rozrywkę i stopniową degenerację. Jako aktorzy, realnie doświadczający i przeżywający zarówno rzeczy przyjemne (seks), jak i straszne (wojny), dostarczaliby wirtualnych wrażeń swoim panom.

Pomysł ten nie różni się zasadniczo od innych, często udanych prób strukturyzacji społeczeństwa według kryteriów wzajemnej użyteczności. (...) Zastanawia jednak kilka tez wizjonera, które nie wydają się bezdyskusyjne.

  • Po pierwsze, "gospodarczy wyścig, mordercza konkurencja", powodujące dążenie do redukcji kosztów m.in. poprzez likwidację miejsc pracy, wydają się nieuchronne jedynie na obecnym etapie rozwoju kapitalizmu. Postępująca koncentracja kapitału sprawia, że za jakiś czas większym problemem stanie się kreowanie rynku konsumentów, a nie - obniżanie kosztów. Już obecnie niektóre gałęzie przemysłu są praktycznie pod kontrolą stosunkowo niewielkiej (i malejącej) grupy ludzi. Produkcja oprogramowania komputerowego należy do tych gałęzi. Nie bez powodu Bill Gates toczy procesy sądowe z konkurentami, zarzucającymi mu praktyki monopolistyczne.

Polityka 38.1999 (2211) z dnia 18.09.1999; Społeczeństwo; s. 60
Reklama