Archiwum Polityki

Zęby zostaw w szatni

8 września nasza reprezentacja spotka się z angielską drużyną narodową po raz piętnasty. Zwyciężyliśmy ją tylko raz. Futbol obydwu krajów więcej dzieli, niż łączy. W Anglii gra się zupełnie inaczej niż nad Wisłą.

Jeśli ktoś pamięta Kazimierza Deynę, to wie, że ten piłkarz, uważany w swoim czasie za trzeciego na świecie i jednocześnie wygwizdywany w swoim własnym kraju, rzadko na boisku walczył, a jeszcze rzadziej podbijał piłkę głową. Jego atutami były zagrania na środku boiska, o jakich przeciwnicy nawet nie pomyśleli oraz podania, po których partnerzy, choćby z astygmatyzmem i kulawi, nie mogli nie strzelić goli. Deyna miał problemy z odpowiedziami na proste pytania dziennikarzy, ale po wyjściu na boisko myślał jak Kasparow. Przewidywał kilkanaście ruchów przeciwnika i był w stanie zniweczyć jego plany. Na tym, a nie na szybkości i walce polegała jego niekwestionowana wielkość, doceniana na wszystkich stadionach świata.

Tylko nie w Anglii. Kiedy Deyna pojechał na zakończenie kariery do znanego klubu Manchester City, trenerzy nie bardzo wiedzieli, co z nim zrobić. Pamiętali, że był dobry, ale po bliższym poznaniu dziwili się tej opinii. Kiedy ustawili go w pomocy, partnerzy nie nadążali za jego tokiem myślenia. Miał takie zagrania i podania, jakich nie było w angielskich podręcznikach, toteż tamtejsi nauczyciele futbolu nie ćwiczyli ich na treningach. Z Polaka nie było więc pożytku. Wystawiono go na środek ataku. A środkowy napastnik w Anglii, przed stu laty, ćwierć wieku temu i dziś ma takie same obowiązki - musi biec ile siły pod bramkę przeciwnika, doskonale wiedząc, że dotrze tam do niego piłka, podana przez pomocnika lub skrzydłowego. Taka jest reguła. Z drugiej strony czeka na niego środkowy obrońca, mający za zadanie powstrzymać napastnika. Kiedy obydwaj skaczą w górę, zderzają się tam z siłą dwóch pociągów pancernych. Teoretycznie robią to tylko po to, aby przekonać się, kto trafi głową w piłkę. Nim jednak do tego dojdzie, w ruch idą ręce i nogi. Nogami, uzbrojonymi w ostre kołki, piłkarze stają sobie na stopach lub na łydkach.

Polityka 37.1999 (2210) z dnia 11.09.1999; Społeczeństwo; s. 80
Reklama