W październiku 1997 r. zadzwoniono do mnie z agencji, że jest możliwość zagrania w filmie "Asterix i Obelix przeciw Juliuszowi Cezarowi" według scenariusza i w realizacji Claude´a Zidiego (film wszedł właśnie na polskie ekrany). Tak znalazłem się w grupie 36 postaci charakterystycznych - szukano nas w całej Francji - które jako Gallowie, mieszkańcy filmowej wioski, mają tworzyć tzw. drugi plan, czyli tło dla głównych bohaterów filmu. Do przepracowania było - w moim wypadku - ok. 50 dni zdjęciowych (od lutego do maja 1998 r.). Większość w studio w La Fe`rte Allais, plus dwa tygodnie plenerów w podparyskim lesie Rambouillet.
Najpierw zapoznaje się z nami w milczeniu Claude Zidi; nie ma żadnych uwag. Po nim ogląda nas Giannconnetto de Rossi, Włoch, sława w dziedzinie charakteryzacji, który dobiera nam peruki. W atmosferze spotkania wyczuwa się pewną ekscytację. Komiks Uderzo i Gościnnego urósł we Francji do rangi symbolu, więc film powstający na jego motywach też stał się czymś niezwykłym i to znalazło swoje odbicie na naszych głowach. Potem jest jeszcze wizyta u krawca, gdyż na każdego szyto strój oddzielnie i 9 lutego 1998 r. przyjeżdżamy po raz pierwszy do La Fe`rte Allais, 60 km od Paryża. Studio 4000 (taką ma nazwę, podobno największe w Europie) ma 200 metrów długości i szerokości, wysokością sięga kilku pięter. Stoi w lesie i otoczone jest wysokim płotem, z daleka - na horyzoncie - przypomina tajemniczy obiekt wojskowy. Pierwszego dnia mówiono, że kiedy przyjadą gwiazdy, w okolicznych krzakach siedzieć będą ukryci paparazzi z aparatami fotograficznymi o metrowej długości obiektywach.
Gallowie centralni i lokalni
Wokół studia nie ma chodników ani trotuarów, chodzi się po wydeptanych ścieżkach. Wielkie namioty (po francusku le barnum), które stały w liczbie kilkunastu, kryły w sobie, jak się okazało, rzymskie machiny oblężnicze, atelier, garderoby i magazyny - a jeden, dostawiony bezpośrednio do ściany studia, co było praktyczne w dni deszczowe, miał być naszą poczekalnią. W środku studia odtworzono wioskę Gallów według jej komiksowego wzorca - o ile wolno tak powiedzieć - w skali jeden do jednego. Od frontu i od tyłu ogradzała ją palisada, przez środek płynął strumyk. Trawę - niczym na stadionie futbolowym - po zadeptaniu wymieniano wielkimi płachtami. Niebo i horyzont namalowano na wielkim płótnie rozwieszonym na linkach dookoła wioski, po czym prowadząc odpowiednią grę świateł osiągano na nim dzień słoneczny, świt, zmierzch lub noc.