Archiwum Polityki

Subiektywny spis aktorów teatralnych

W telewizji idzie reklama, chwalona już zresztą w poświęconej mediom rubryce "Polityki". Aktor pije kawę. "Pedro´s?" - pyta ktoś zza jego pleców. "Nie, Gajos" - pada odpowiedź. Sens tej scenki zdaje się głębszy, niż to wymyślił rzutki copywriter. Naprawdę nie jest ważne, jaką kawę pije, jakim samochodem jeździ i gdzie wpłaca składki artysta. Ważne jest to, kim jest on sam, jaki ma stosunek do świata, co ma do powiedzenia, w jakiej sprawie przyciąga naszą uwagę i zabiera nam czas. Czy chce mu się o coś bić, upominać, czy też woli płynąć niesiony prądem od sukcesu do sukcesu i od kasy do kasy? Czy sprzedał całego siebie producentowi kawy, samochodowym i emerytalnym koncernom, czy też zostawił sobie i nam, odbiorcom, coś własnego istotnego, pięknego, mądrego? Coś, za co sprzedawanie się pięknym przedmiotom i ich producentom będzie można mu wybaczyć. Spisywane tu - po raz siódmy już - uwagi nie są, powtarzam to co roku, tabelą ligową sukcesów czy porażek ludzi polskiej sceny. Są garścią myśli na temat aktorskich losów, na które zwykle nie ma w trakcie sezonu czasu ani miejsca.Dziewięćdziesięcioletni Zdzisław Mrożewski, odznaczany ostatnio w prezydenckim pałacu, dziękując za zaszczyt, powiedział parę słów o chwilach goryczy, jakie mu jego zawód niejednokrotnie przynosił. Dość dalekie to słowa od sztampy sztucznych uśmiechów znanych choćby z wręczania międzynarodowych nagród. I chyba prawdziwsze. Warto o tym pomyśleć, mącąc sobie na parę chwil letni relaks.

Maciej Adamczyk, Katarzyna Pawłowska

Skończyli wrocławską szkołę, są dyplomowanymi aktorami (informacja ważna dla tych, dla których teatr alternatywny to tylko pogardzana amatorszczyzna). Zamiast grzać garderobę, w którymś z tradycyjnych zespołów, stworzyli w Poznaniu Teatr Porywaczy Ciał i grają w nim własne etiudy: prowokacyjne, drażniące, wyprowadzające widzów z równowagi (czasem grzeszące naiwnością). O brutalności i przemocy, o roztapianiu się w gadgetach, o uniformizacji współczesnego świata. O problemach swego pokolenia. Na własny rachunek, bez niczyjej łaski. Ich występy nigdy nie przechodzą obojętnie. Czyż to przykład nie do pozazdroszczenia dla zastępów rówieśników?

Bogdan Baer

Przed dwudziestu z górą laty w Dejmkowskim spektaklu "Dialogus de Passione" w Łodzi w kilkuminutowym epizodzie woźnego - szaraczka pompującego się nikczemną satysfakcją głoszenia wyroku na Chrystusa - stworzył arcydzieło, któremu komentatorzy poświęcali całe strony. Ćwierć wieku później powtórzył ten epizod z zegarmistrzowską precyzją. Po drodze jednak zmienił się czas, z inscenizacji wyciekły emocje. W dzisiejszym Narodowym pośród poprawnych, obojętnych epizodów ginie także i ten, który wówczas wywoływał dreszcz niesamowitości. Czy jest dziedzina twórczości bardziej bezlitosna niż aktorstwo?

Andrzej Beya-Zaborski

Nie może tu zabraknąć miejsca dla przedstawiciela trupy Białostockiego Teatru Lalek: wspaniałych artystów, lalkarski fach wiążących z dojrzałym, charakterystycznym aktorstwem, którego składnikami są kresowy, szeroki gest, niezmierzone połacie sentymentu, nieskończone pokłady błazeństwa i okruchy mądrej melancholii. Rozdaliby trochę tego ciepła kolegom z centralnej Polski, jakże często kostycznym, suchym i sprawiającym wrażenie, jakby pobyt na deskach sceny sprawiał im jedną wielką przykrość.

Polityka 34.1999 (2207) z dnia 21.08.1999; Kultura; s. 46
Reklama