Archiwum Polityki

Islam ściąga chustę

Dla przyszłości Iranu, który robi, co może, by złagodzić międzynarodowe napięcie wokół swojego programu nuklearnego, rozstrzygający może być spór teologów o miejsce i rolę islamu w nowoczesnym państwie. Ta dyskusja ajatollahów jest całkiem niebanalna.

Iran ma kłopot z tożsamością. Panuje oczywiście wszechprzenikająca kultura islamu, nakazująca dyscyplinę duchową i moralną. Jej widocznymi oznakami są ścisły rozdział między obydwiema płciami obowiązujący w przestrzeni publicznej, surowe kary za złamanie przepisów prawa szariatu, cenzura obyczajowa oraz ogromna rola duchowieństwa w życiu politycznym.

Ale z drugiej strony nietrudno zauważyć inny świat, niepasujący do oficjalnego wzorca. Kobiety i mężczyźni flirtują w modnych herbaciarniach i na deptakach Teheranu, Esfahanu i Szirazu, sklepy handlują najmodniejszą i mało skromną odzieżą damską, nielegalne kasety z potępianą muzyką można bez problemu kupić na bazarze, dla wtajemniczonych dostępne są również alkohol i narkotyki. Jednak ta pełzająca kontrrewolucja obyczajowa niepokoi irańskich tradycjonalistów mniej niż dyskusja o fundamentach ideologicznych państwa. Spór bowiem dotyczy tego, czym jest współczesny islam.

Tradycjonaliści – w przeważającej części duchowieństwo,

zwane ruhanijjat – są poglądami zbliżeni do rządzących. Uważają, że filozofia islamu oraz religia są nierozłączne i niezmienne w czasie. Otwarcie odrzucają cywilizację zachodnią, uznając ją za intelektualną dewiację i rodzaj kulturowej inwazji niewiernych. Twierdzą, że sprawiedliwy system władzy politycznej opiera się na wiedzy doskonałego znawcy prawa islamu, tak więc legitymacja nie może polegać na poparciu udzielanym w wyborach.

Ajatollah Misbah-Jazdi, czołowy orędownik tej koncepcji, uważa wręcz, że to właśnie doskonały prawnik, wali-e faghih, jako najlepszy znawca nakazów Boga nadaje sens istnieniu wiernych w republice islamskiej. Jego władza gwarantuje przestrzeganie praw islamu, które bez jego osobistego nadzoru mogłyby zostać złamane.

Polityka 6.2005 (2490) z dnia 12.02.2005; Świat; s. 56
Reklama