W cieniu wydarzeń związanych z listą Wildsteina przemknął prawie niezauważony werdykt Naczelnego Sądu Administracyjnego, dotyczący mec. Karola Głogowskiego, działacza opozycji z Łodzi, współzałożyciela ROPCiO. W artykule „Krzywda niepokrzywdzonych” (POLITYKA 42/04) opisywaliśmy jego sprawę. Wystąpił do IPN o dostęp do swojej teczki, przy czym wyraźnie zaznaczył, że nie domaga się statusu osoby pokrzywdzonej, a materiały są mu niezbędne do książki, jaką zamierza napisać. Nie potrzebował potwierdzenia, że był pokrzywdzony, bo dobrze pamiętał wyrok roku więzienia, na jaki został skazany w 1969 r., późniejsze internowanie (w stanie wojennym) i wieloletnie szykany. W łódzkim środowisku opozycyjnym był uważany za postać heroiczną.
IPN odmówił mec. Głogowskiemu wydania dotyczących go materiałów. Stwierdzono, że w rozumieniu ustawy nie może być uznany za pokrzywdzonego.
Powodem upokarzającego potraktowania 71-letniego adwokata o nieposzlakowanej opinii było wydarzenie sprzed 50 lat. Karol Głogowski jako 21-letni student prawa pracował wówczas w pewnej łódzkiej fabryce. Przyłapał jej dyrektora na kradzieży, ogłosił to publicznie na zebraniu załogi, sprawa dotarła do UB. Dyrektora wywalono, a do Głogowskiego zgłosił się funkcjonariusz z podziękowaniem za obywatelską postawę. – Podpisałem mu wtedy zobowiązanie, że gdybym wykrył kolejne kradzieże, poinformuję – mówi Karol Głogowski. – Byłem młody, niedoświadczony, uważałem, że informowanie o złodziejach nie jest naganne.
Ale nigdy żadnej informacji nie przekazał, z fabryki go niebawem zwolniono, skończył studia, został adwokatem, a w latach 60. podjął działalność opozycyjną.