Miłość potrzebuje pięknej oprawy, czasu i starań, wyszukanych słów i czułych gestów. - Polacy w akcji miłosnej są jak szwoleżerowie: szarżują gwałtownie i szybko dążą do finału - mówi dr Kazimierz Szczerba, seksuolog. - Nie mamy, jak np. Hindusi, zakorzenionej w kulturze sztuki uwodzenia i gry miłosnej.
Nie mamy także zwyczaju ani umiejętności rozmawiania o uczuciach, o potrzebach i pragnieniach, związanych z naszą seksualnością. Po pierwsze nie mamy języka: w mediach, na ulicy, a nawet wśród dzieci pod trzepakiem królują wulgaryzmy. - Polacy nie rozmawiają o przeżywaniu swojej seksualności: jednych to krępuje, inni nie widzą potrzeby. Jedni zdają się na domysły w sprawie oczekiwań drugiej strony, a inni narzucają odpowiadające im samym techniki współżycia - mówi seksuolog i terapeuta dr Zbigniew Izdebski.
Są też tacy, którzy traktują seks jako narzędzie do zaspokajania innych potrzeb: dominacji, prestiżu, poczucia własnej wartości. W jednym z dużych polskich miast grono miejscowych playboyów bawi się od pewnego czasu w filmowców-amatorów. Rywalizują o punkty w bardzo szczególnej grze. Panowie ci uwodzą najbardziej atrakcyjne młode kobiety z kręgu miejscowej elity intelektualnej i towarzyskiej: aktorki, prawniczki, dziennikarki, lekarki. Miłosne zabawy z nimi filmują ukrytą kamerą. Następnie podczas męskich spotkań oglądają "materiały" i licytują się, kto posiadł lepszą zdobycz: damę uchodzącą za wyjątkowo niedostępną, szczególnie atrakcyjną lub akurat na lokalnym topie. Hasło brzmi: kto nagonił lepszego koziołka? Własnych osiągnięć w zakresie sztuki miłosnej dżentelmeni nie punktują.
Darek albo Jarek
Letnia kanikuła to czas wyjątkowo sprzyjający nowym znajomościom, flirtom, przygodom erotycznym, a także wielkim miłościom.