20 lipca 1969 r. (w Polsce był już 21 lipca) pierwszy człowiek, Neil Armstrong, postawił stopę na Księżycu i powiedział: "To mały krok człowieka, ale wielki krok ludzkości". Dziś, w trzydzieści lat później, amerykańskie firmy Space Adventures i Zegrahm Space Voyages prowadzą rezerwacje na turystyczne loty kosmiczne "w nieodległej przyszłości". Koszt: ok. 100 tys. dolarów. Chętnych nie zabraknie - aż 42 proc. Amerykanów jest zainteresowanych przeżyciem takiej przygody. Orędownikiem nieziemskiej turystyki jest Edwin Aldrin, który jako drugi stanął na Księżycu. W trzydzieści lat po zdobyciu Srebrnego Globu prawie zapomniano już, że kosmos był miejscem politycznej rywalizacji, gdzie w dużej mierze rozstrzygnęła się zimna wojna. Obecnie badaniem przestrzeni okołoziemskiej - obok uczonych - zainteresowany jest głównie wielki biznes, który na ekspansję w kosmos wydał (w 1996 r.) ok. 40 mld dolarów, a więc więcej niż wszystkie agencje rządowe powołane do finansowania badań kosmicznych. Sama epopeja lotów na Księżyc trwała krótko: raptem 40 miesięcy. Po siedmiu misjach (w tym jednej nieudanej) nagle zabrakło chęci i pieniędzy. Od tego czasu człowiek już tam nie wrócił. Rację mają więc pewnie sceptycy, którzy dziś odwracają słowa Armstronga: to był bez wątpienia wielki krok człowieka, ale mały krok ludzkości.
Podbój kosmosu był genialnym wynalazkiem specjalistów od marketingu politycznego. Przeniesienie mocarstwowej rywalizacji w przestrzeń pozaziemską spełniało wszystkie wymogi dobrze zaplanowanej kampanii promocyjnej. Wystrzelenie przez Rosjan w 1957 r. Sputnika, pierwszego sztucznego satelity Ziemi, miało dla radzieckiej polityki zagranicznej (i wewnętrznej) znacznie większe znaczenie, niż siła wszystkich uzbrojonych po zęby dywizji. Związek Radziecki pokazał - jak to wówczas wykładano - że naukowa organizacja życia społecznego w ramach ustroju socjalistycznego daje szansę spełnienia odwiecznych ludzkich marzeń: sięgnięcia po gwiazdy.
Najważniejsze misje kosmiczne obecnej i najbliższej dekady
Rozmiar radzieckiego sukcesu, znakomicie powiększonego cztery lata później lotem Jurija Gagarina (12 kwietnia 1961 r.), wywołał w Stanach Zjednoczonych szok. Wraz z wystrzeleniem Sputnika Ameryka straciła status bezpiecznej wyspy, mogącej z dala uczestniczyć w globalnej polityce - Rosjanie w spektakularny sposób pokazali, że skoro mogą wystrzelić satelitę w kosmos, to tym bardziej potrafią przenieść ładunki jądrowe nad terytorium Stanów Zjednoczonych. Gagarin z kolei stał się międzynarodowym idolem, symbolem radzieckiego człowieka sukcesu, w żywy i atrakcyjny sposób promującego potęgę ZSRR.
Stanom Zjednoczonym nie pozostało nic innego, jak tylko podnieść stawkę i ogłosić projekt, który przebije atrakcyjnością celu wszelką konkurencję. W osiem dni po locie Gagarina prezydent USA John Kennedy poprosił swych współpracowników o właściwe zdefiniowanie tego celu. Po dwóch tygodniach odpowiedź była gotowa, jej treść w dużym stopniu powstała na podstawie opinii Wernhera von Brauna - niemieckiego konstruktora rakiet, który wraz z całym zespołem inżynierskim został w ostatnich dniach II wojny światowej ewakuowany za ocean.