Archiwum Polityki

Wysychająca pamięć

W pierwszą rocznicę powodzi tysiąclecia pisaliśmy (POLITYKA 27/98), że gdyby Polskę znów dotknęła podobna klęska, to skutki byłyby równie opłakane. Pod wodą znalazłyby się dokładnie te same miasta i wsie, drogi i linie kolejowe, fabryki i szkoły. Prawdopodobnie tylko uciekalibyśmy zdecydowanie szybciej. W drugą rocznicę można te słowa tylko powtórzyć.

Na najbardziej dotkniętym przez powódź Dolnym Śląsku przez dwa lata wyremontowano zaledwie 20 proc. uszkodzonych obiektów hydrotechnicznych. Na naprawę dalszych zabrakło pieniędzy.

- Musieliśmy przerwać prace prowadzone w kilkudziesięciu miejscach. To, co już wyremontowaliśmy, i tak robiliśmy w dużej części na kredyt - mówi Ryszard Kosierb, dyrektor Okręgowej Dyrekcji Gospodarki Wodnej we Wrocławiu.

Pieniądze na naprawę szkód powodziowych, 25,9 mln zł, zostały przyznane dopiero pod koniec czerwca. Na kontynuowanie zawieszonych inwestycji potrzeba cztery razy więcej. Burmistrz Polanicy, nie mogąc doczekać się remontu koryta płynącej przez środek miasta Bystrzycy Dusznickiej, zaproponował, że gmina zrobi to sama, a potem obciąży ODGW kosztami. Miasto wraca do przedpowodziowej urody, wybudowano nowy kolektor ściekowy, a w rzece ciągle leżą zerwane mosty i zwalone drzewa. W razie powodzi zmienią się w naturalne tamy i miasto znów znajdzie się pod wodą.

- Niestety - tłumaczy dyrektor Kosierb. - Dysponując środkami, które nam przyznano, musimy wybierać.

Wybierać trzeba pomiędzy tamą jeziora Nyskiego i naprawą jazów Bartoszowice i Szczytniki, chroniących przed zalaniem Wrocław, a remontem zamulonych koryt małych rzek Kotliny Kłodzkiej, które podmywają nasypy torów kolejowych, stojące na skarpach domy albo linie energetyczne. Mieszkańcom Głuchołaz (Opolskie), którzy kosztem wysokich kredytów osuszyli i wyremontowali swoje domy, trudno pogodzić się, że mogą znów zostać zalani, bo skąpe środki trzeba raczej przeznaczyć na zabezpieczenie 600-tysięcznego miasta niż na remont nabrzeży Białej Głuchołaskiej. Zbyt szybko wysycha pamięć o tym, czym jest powódź, mówią.

- Ludzie boją się, że gdy znów nadejdzie wielka woda, będą bezbronni - mówi Kosierb.

Polityka 29.1999 (2202) z dnia 17.07.1999; kraj; s. 28
Reklama