Pośpieszny i pomyślny rajd rosyjskich komandosów na lotnisko w Prisztinie był klasyczną zagrywką Moskwy w starym stylu: najpierw chwycić samemu, a potem - negocjować. Waszyngton bagatelizuje incydent, jakiś modus vivendi z Moskwą się znajdzie. Ale Europejczycy, zwłaszcza ci z Europy Środkowej, są wyraźnie zaniepokojeni. Tymczasem w Kosowie rozpoczyna się nowa wojna propagandowa wokół masowych grobów i zbrodni wojennych.
Sprawa lotniska w Prisztinie, zajętego na hurra przez Rosjan, przypomina wypadki z historii, gdzie pozostawiona enklawa, wszczepiony implant najpierw uwierał, a potem stawał się ogniskiem zapalnym. Na razie jest to tylko incydent. Dwustu komandosom generała Zawarzina udało się skonsternować i ośmieszyć NATO-wskich sojuszników, a także upokorzyć dowódcę całej operacji NATO, potężnego generała Mike´a Jacksona, łaskawie zezwalając na lądowanie jego helikoptera na skrawku zdobytego przez Rosjan lotniska. Jackson porozmawiał z Zawarzinem w namiocie na skraju płyty lotniska i odleciał z powrotem. Wiadomo było, że nie jest to rozgrywka między wojskowymi, lecz na znacznie wyższym szczeblu.
- Przegrzali, nie mają środków - ocenił wysoki rangą dyplomata w Brukseli. Była to najpierw oczywista aluzja do 14 tys. litrów wody, jaką musieli tkwiącym w czerwcowej spiekocie (36-37 st. C) rosyjskim szwoleżerom pożyczyć Brytyjczycy z 4 Brygady Pancernej. Piszemy: szwoleżerom, gdyż okazało się, że Rosjanie przybyli bez czołgów T-72, jedynie na transporterach opancerzonych i bez planu zaopatrzenia.
Nie tylko wody zabrakło, ale również paliwa, żywności i - o zgrozo - papierosów. Rosjanie mają wprawdzie lotnisko, ale nie mają jak na nim lądować i na razie przynajmniej nie mogli dosłać zaopatrzenia drogą lotniczą, bo szarżując nie pomyśleli, że Węgry, Bułgaria i Rumunia nie udostępnią ich samolotom swej strefy powietrznej. Dawne kraje satelickie, najwyraźniej zakłopotane, wytłumaczyły Moskwie, że czekają na wyjaśnienie, jak ma wyglądać kompozycja sił międzynarodowych w Kosowie pod sztandarami ONZ i praktycznym dowództwem NATO. Z tak zwanych miarodajnych źródeł wynika, że również Warszawa odrzuciła rosyjską prośbę o tranzyt powietrzny.
- Grają na całego o swoją strefę - ocenia wysoki rangą polski dyplomata i niepokoi się tym, że w Moskwie wygrywa myślenie bardzo starej daty, myślenie konfrontacyjne.