Archiwum Polityki

Polska w ruinie

Po latach odkładania remontów domów na lepsze czasy stoimy przed ścianą: odrobienie zaległości kosztowałoby dziś tyle samo, ile budowa ok. 750 tysięcy mieszkań (10 razy więcej, niż przybyło w roku ubiegłym). W jednym z programów, którymi rząd chce zastąpić mieszkaniowe ulgi podatkowe, zaproponowano wspieranie remontów tanimi, dotowanymi kredytami. Jak dotąd jest to najlepsza część rządowych propozycji. Pozostałe rzadko wychodzą poza ogólniki.

Ulgi remontowe sprawiły, że nasze mieszkania są bardziej zadbane, lepiej wyposażone, ale na stan techniczny domów nie wpłynęły. Przeciętne wydatki, poniesione przez podatnika na ten cel, wyniosły w 1997 r. 1,3 tys. zł, co oznacza, że dominowały roboty niewielkie. Trudno się dziwić: limit wydatków na remont domu upoważniający do ulgi wynosi w latach 1997-1999 łącznie 12,9 tys. zł (według cen tegorocznych), a za takie pieniądze niewiele można zdziałać.

Luki remontowej nie zmniejszyła także prywatyzacja mieszkań. Gminy sprzedały część lokali (albo wszystkie) prawie w co drugim swoim domu. W 23 proc. wspólnot przewagę mają już właściciele mieszkań i oni decydują o wydatkach na remonty, ale nic z tego nie wynika. Większe naprawy przeprowadza się w domach wspólnot równie rzadko jak w budynkach stanowiących wyłączną własność gmin.

Z badań Instytutu Gospodarki Mieszkaniowej w 23 miastach różnej wielkości wynika, że opłaty za mieszkania (zaliczki) są w domach wspólnot najczęściej takie same jak czynsze regulowane, ustalane przez gminy. Średnio wynoszą 1,2 zł za metr kwadratowy. Z czego 50 gr przeznacza się na remonty. A takie stawki skazują stare domy na ruinę.

Tak samo jest we wspólnotach powstających w domach zakładowych. Przedsiębiorstwa oddają lokatorom mieszkania za bezcen, np. Zakłady Azotowe w Puławach brały za metr 38 zł (tj. 20 proc. ceny księgowej). Domy zbudowane na początku lat 60. wymagają jednak gruntownych napraw. - Żeby je przeprowadzić, trzeba byłoby przeznaczać na fundusz remontowy osiem złotych miesięcznie od metra - ocenia Marek Biliński, zarządca wspólnotowych domów i prezes spółdzielni Południe. - Przynajmniej przez dwa lata.

Polityka 25.1999 (2198) z dnia 19.06.1999; Gospodarka; s. 64
Reklama