Od półtora roku Zakłady Przemysłu Ciągnikowego Ursus, niereformowalny dotąd moloch - rozpadają się. Kilkanaście wyodrębnionych z fabryki spółek będzie wkrótce sprzedanych, pod Warszawą zostanie jedynie montownia. Do końca roku z każdych 10 zatrudnionych w Ursusie jeszcze kilka lat temu pozostanie tu jeden. Co na to Zygmunt Wrzodak, radykalny przywódca ursuskiej Solidarności, który wielokrotnie strajkami i wiecami blokował restrukturyzację i prywatyzację? Wrzodak jest za. Ursus nie protestuje. Czyżby związkowcy zmiękli?
- Dojrzeli, zrozumieli, że dalej nie da się żyć na koszt podatnika - twierdzi Arkadiusz Krężel, prezes Agencji Rozwoju Przemysłu, która ma w Ursusie prawie 24 proc. udziałów. - Ludzie byli już zmęczeni tym, że Ursus przez osiem lat był symbolem konserwatyzmu gospodarczego. Sam Wrzodak zaś zderzył się z realną oceną swoich działań i poglądów, kiedy w 1997 r. przegrał wybory do Sejmu. - Przede wszystkim jednak był to ostatni dzwonek dla Ursusa, bo w 1997 r. zakłady były bardzo bliskie bankructwa - mówi Krężel.
Na początku 1998 r. kilkakrotnie przyjeżdżał tu Emil Wąsacz, minister skarbu. "Ursusowi może pomóc tylko Ursus" - mówił. Żadnego wsparcia finansowego ze strony państwa nie będzie. Jeśli chcecie ratować zakład, to musicie przystać na restrukturyzację i prywatyzację. - Wreszcie ktoś postawił sprawę jasno - w tym właśnie upatruje głównej przyczyny zmiękczenia postawy związkowców Stanisław Bortkiewicz, lekarz z wykształcenia, prezes zarządu Ursusa od stycznia 1998 r. - A że mówił to człowiek AWS, więc większy był ciężar gatunkowy tych wypowiedzi.
- Solidarność Ursusa - twierdzi z kolei Zygmunt Wrzodak - dawno już postulowała taki jak obecny sposób restrukturyzacji. Dodatkowo sytuacja naszych klientów, rolników, radykalnie się pogorszyła, więc spadła sprzedaż ciągników. Ursus musi schodzić z kosztami, czego konsekwencją była nasza zgoda na zwolnienia grupowe, bo inaczej firma by upadła.
Krzyczał i wygrywał
Do 1998 r. było tak, że Ursus nie spłacał kredytów, nie płacił podatków, dywidendy i ZUS. W 1996 r. zobowiązania te sięgały już 8 bln starych złotych. Produkcja i sprzedaż ciągników spadały, ale fabryka domagała się od właściciela, czyli państwa, podwyżek, nisko oprocentowanych kredytów, a związkowcy nie chcieli słyszeć o zwolnieniach.