Archiwum Polityki

Punki pogują, skini skankują

Prasa alternatywna: kiedyś produkowane na kserografie cienkie broszurki z informacjami o muzyce, dla której nie było miejsca w oficjalnych mediach. Potem obszerne nieraz magazyny z kolorowymi okładkami adresowane do różnych odbiorców, w zależności od poglądów i zainteresowań. Kiedyś nie było problemu z definiowaniem obiegu kultury alternatywnej. Dziś bardzo trudno stwierdzić, co jeszcze jest, a co już przestało być alternatywą.

Książka Wojciecha Kajtocha "Świat prasy alternatywnej w zwierciadle jej słownictwa" traktuje o zjawisku, które w latach 80. nazywaliśmy "trzecim obiegiem kultury". Dla odróżnienia od obiegu pierwszego, w którym funkcjonowały oficjalne media, i drugiego, stanowiącego domenę wydawnictw ówczesnej opozycji politycznej. Odróżnienie ważne, gdyż trzecioobiegowe ziny (skrót od angielskiego magazine) z reguły zachowywały równy dystans wobec władzy i opozycji. Chodziło przecież o wykreowanie kultury alternatywnej, z definicji wolnej od jakiejkolwiek kontroli, czy to ze strony instytucji państwowych, czy też ze strony zorganizowanych oponentów władzy.

Początkowo wzorcem były ziny brytyjskie, redagowane przez tamtejszych punk-rockerów w końcówce lat 70. W londyńskiej gazetce "Sniffin´ Glue" (po polsku: wąchając klej) można było przeczytać taki oto przepis na stworzenie zespołu muzycznego. Tu masz akord gitarowy, a tu dwa następne. Naucz się ich i załóż swoją własną kapelę. Pierwsze polskie ziny, takie jak "Szmata" czy "Zjadacz radia" (tytuły nie mniej intrygujące niż brytyjskie), nie ograniczały się jednak do takich instruktaży, przedkładając ponad nie hasła o charakterze integracyjnym ("Punk - Przyłącz się!") albo politycznym ("Rżnij czerwonego siekierą, bo jest mi barierą"). Nie było utyskiwań na bezrobocie, któregośmy jeszcze nie znali, za to w każdej z gazetek można było znaleźć manifest piętnujący wszelkie postaci konformizmu utożsamianego zazwyczaj z telewizyjną propagandą (słynne hasło "telewizja cię zje").

W środowiskach subkulturowych, które stanowiły naturalną klientelę zinów, obowiązywał zatem etos radykalnej niezależności. Zespół rockowy nie powinien był się "sprzedawać", czyli nagrywać płyty w legalnej wytwórni ani występować w telewizji, lecz chałupniczo produkować kasety z własną muzyką.

Polityka 23.1999 (2196) z dnia 05.06.1999; Kultura; s. 50
Reklama