Archiwum Polityki

W śląskim kotle

Skończyła się okupacja ministerstw, ale czy skończyły się górnicze problemy? Związkowi działacze przypominają, że już raz skutecznie rzucili rękawicę swojemu rządowi - w 1993 r. doprowadzili do odwołania gabinetu Hanny Suchockiej i, w rezultacie, do przyspieszonych wyborów parlamentarnych. Czy ten scenariusz może się powtórzyć? Czy sytuacja w górnictwie grozi wybuchem? Czy raczej związkowcy tradycyjnie już stosują socjotechniczny chwyt, mający przekonać każdą władzę, że górników należy się po prostu bać? Dalej: czy związki zawodowe, nie tylko Solidarność, próbują zawrócić reformę z drogi? A może faktycznie idzie ona w złym kierunku?

Od ubiegłego roku wdrażana jest piąta (w latach dziewięćdziesiątych) reforma mająca doprowadzić do naprawy górnictwa. Ma kosztować 15 mld zł, z czego około miliarda już wydano, a na ten rok przeznaczono ponad półtora miliarda. Kolosalne nakłady i umorzenie długów (na sumę 7 mld zł, przede wszystkim wobec ZUS) mają doprowadzić do rentowności górnictwa już w 2001 r.

Zakrawałoby to na gospodarczy cud, aby górnictwo głębinowe było w Europie dochodowe. Ale takie są właśnie entuzjastyczne plany. Niestety, górnicza codzienność nadal przyprawia o rozpacz. W momencie startu reformy zobowiązania węglowych spółek i kopalń sięgały 14 mld zł - dzisiaj przekraczają już 18 mld! Tylko w pierwszym kwartale 1999 r. straty wyniosły 450 mln zł. Dla porównania - na obronę narodową wydamy w tym roku około 13,5 mld zł, a na kulturę i sztukę nieco ponad miliard. Nie ulega wątpliwości, że górnictwo należy naprawić. Ale czy na pewno tak, jak je naprawiamy?

Napięcie w kopalniach narastało od początku roku. Okazało się, że zaczyna brakować pieniędzy na Górniczy Pakiet Socjalny, który miał ułatwić łagodne rozstanie, w ciągu dwóch lat, 32 tys. pracowników z kopalniami. Ponadto górnicy nie pogodzili się z planami całkowitej likwidacji 15 kopalń i znacznego ograniczenia wydobycia w 10 dalszych. Do wybuchu potrzebna była tylko iskra. Całkiem niespodziewanie okazało się, że ogień pod ten górniczy kocioł podłożył poseł AWS Czesław Sobierajski, uważany za jednego ze współautorów obecnej reformy. Poszło o pieniądze - poseł wziął 50 tys. zł jednorazowej odprawy, przysługującej górnikom opuszczającym na zawsze kopalnie.

Szef górniczej Solidarności Henryk Nakonieczny zwrócił się do posła Sobierajskiego o złożenie mandatu, a do AWS o wykluczenie go ze swoich szeregów. Moralna ocena tej sytuacji to jedna sprawa, druga - to pytanie, czy poseł i dyrektorzy kopalni nie złamali prawa?

Polityka 23.1999 (2196) z dnia 05.06.1999; kraj; s. 36
Reklama