Jak bardzo aktualne może okazać się to orędzie, wskazują wydarzenia ostatnich dni - protesty rolników, górników, pielęgniarek, likwidacja doliny krzyży na oświęcimskim żwirowisku. A w tle: "dzika" lustracja, perypetie reform i związany z nimi spadek popularności rządu i koalicji AWS-UW, przedbiegi do wyborów prezydenckich. W tle zaś międzynarodowym - kryzys kosowski (Watykan nigdy nie poparł nalotów NATO). Religijno-duchowy aspekt rozpoczynającej się wizyty papieża - dla wierzących najważniejszy - nie jest tematem tego tekstu. Skupię się na społeczno-politycznym kontekście papieskiej pielgrzymki.
Z jej mapy - 19 miejscowości w Polsce północno-wschodniej, centralnej, środkowo-wschodniej i południowej - wynika, że tym razem papież nie odwiedzi ziem odzyskanych, gdzie wpływy polityczne AWS są słabsze. Nie jest to rozstrzygającym kryterium układania trasy; jak zwykle krzyżują się tu dążenia różnych kościelnych lobbies - na przykład nowo utworzonych diecezji, jak sosnowiecka czy gliwicka albo licheńskich marianów - i idee władz kościelnych różnego szczebla. To samo dotyczy listy osób wynoszonych na ołtarze. Jednak papież zawsze ma głos ostateczny. Ostatecznie więc nic z trasy i programu pielgrzymki nie jest przypadkowe, ale też nie należy doszukiwać się w nich jakichś głęboko ukrytych zamiarów. Kościół żyje własnym rytmem i ma własny porządek działań.
Spektakularnym tego przejawem będzie przewidywane spotkanie Ojca Świętego z parlamentem, rządem i korpusem dyplomatycznym. Pierwsza w historii wizyta papieża w siedzibie Sejmu ma tę zaletę praktyczno-protokolarną, że pozwala w niecałe dwie godziny spotkać się tak licznemu i ważnemu gronu z głową kościoła. Zastanawia jednak, że już przecież w wolnej Polsce papież wcześniej nie spotkał się z parlamentem. Słusznie, bo nie ma powodów, by wyróżniać w ten sposób parlamentarzystów, jakby ponad głowami całego społeczeństwa.