Archiwum Polityki

Pasjonat w międzyczasie

Mamy "Nowy słownik poprawnej polszczyzny". Pierwszy od dwudziestu pięciu lat. Wszystko w nim jest nowe: i autor, i normy, i polszczyzna.  

Ulepszaniem języka w słownikach zajmowali się dotąd nieliczni: przed wojną Stanisław Szober, potem Halina Kurkowska oraz Witold Doroszewski.

  • Językoznawcy o nowym słowniku

Obowiązujący do niedawna słownik poprawnościowy (pod redakcją dwóch ostatnich autorów) rejestrował stan języka z końca lat sześćdziesiątych. Od tego czasu wiele się zmieniło. Doszły wyrazy opisujące nową rzeczywistość społeczną, ekonomiczną i techniczną - wyrazy, o których nie śniło się językoznawcom. Pojawiło się też wiele pytań dotyczących ich poprawnego stosowania. Nie było jednak nowego słownika, który by takie wątpliwości rozstrzygał.

Wydawnictwo Naukowe PWN długo szukało autora. W końcu to ważne zadanie powierzono profesorowi Andrzejowi Markowskiemu z Uniwersytetu Warszawskiego. Językoznawcy pomagał dwudziestoosobowy zespół redakcyjny. Znaleźli się w nim pracownicy naukowi Uniwersytetu Warszawskiego, doświadczeni redaktorzy z PWN i studenci polonistyki.

-  Trudno wyobrazić sobie bardziej żmudną czynność niż tworzenie słownika - mówi Elżbieta Sobol z   Wydawnictwa PWN. - Nawet komputery niewiele nam ułatwiają. Każde hasło musi być umieszczone na osobnej fiszce, która później trafia do redaktora naukowego i konsultanta. W razie najmniejszych zastrzeżeń, fiszka wraca z powrotem do autora. A takich haseł jest 31 tysięcy. Ostatni etap pracy to oddanie tekstu recenzentom - profesorom językoznawstwa z całej Polski. Dopiero po takiej konsultacji hasło może być wprowadzone do słownika.

Ostrożne, wieloetapowe sprawdzanie haseł jest konieczne - zapobiega błędom, których słownik uczący poprawności zawierać nie może. Nie ma to jednak nic wspólnego z cenzurą. "Nowy słownik" jest pierwszym wydawnictwem poprawnościowym, które zawiera takie wyrażenia jak "dupek", "łachmyta" czy "pierdoła".

Polityka 22.1999 (2195) z dnia 29.05.1999; Kultura; s. 53
Reklama