Najmłodszy bury miś Adaś ma lat 21, najstarszy Roman - 47. Kiedy ksiądz Czesław Marchewicz, zwany przez przyjaciół Kubą, pojechał odwiedzić swoją siostrę mieszkającą w Niemczech, Roman zażyczył sobie na prezent gadającego misia. Łatwiejsze do zaspokojenia są oczekiwania Lodzi. Wciąż ją fascynują kinder-niespodzianki. Półki w pokoju ma zastawione setkami miniaturowych zabawek wydobytych z wnętrza czekoladowych jaj. Spośród całej dziewiątki misiów, tylko Lodzia i Adam w pełni posiedli ludzką umiejętność czytania i rozumienia sensu. U reszty z jednym i drugim bywa różnie.
Nietypowym misiem jest 40-letni Benio. Jego całkowicie sprawny umysł został uwięziony w kalekim ciele, od najmłodszych lat przykutym do wózka. Pokój Benia wypełniają konie - na fotografiach, na obrazkach.
- Moja miłość - mówi wodząc po nich wzrokiem. Łeb gniadosza z białą strzałką zdobi także wizytówkę, na której pod nazwiskiem Benia widnieje informacja "zawładający końmi". Benio urodził się w Mosznej, gdzie jest stadnina. Jego ojciec jeździł konno, a on żył wciśnięty w kąt.
- Rodzina wstydziła się mnie pokazać - konstatuje.
Trzeba uważnie słuchać, chcąc Benia zrozumieć. Dopiero siedem lat temu w domu pomocy społecznej kolega zaczął go uczyć mówić. Ludzie tamtejsi dziwili się, po co Benkowi ta nauka, skoro nie umie sam pójść do ubikacji. Głowa Benia wykonuje nieskoordynowane ruchy. Im większe wewnętrzne napięcie, tym mniej wyraźna wypowiedź. A porównanie życia w domu pomocy społecznej w Opolu z życiem w Osadzie Burego Misia w Nowym Klinczu porusza go niezmiernie głęboko. Chwilami potrzebny jest tłumacz oswojony z Benia wymową. - Tutaj jest prawdziwy dom. A nigdy nie miałem prawdziwego domu.