Miał 8 stron, kosztował 50 złotych, ukazał się 8 maja 1989 r. w poniedziałek. Z pierwszej strony do czytelników uśmiechał się Lech Wałęsa. Redakcja informowała, że oto powstaje pierwszy w Polsce, "a chyba i w całym bloku normalny, wielkonakładowy dziennik niezależny. (...) Takie gazety znamy dotąd tylko ze słyszenia, teraz zamierzamy je robić".
Krzysztof Śliwiński (dziesięć lat temu jeden z zastępców redaktora naczelnego "Gazety" Adama Michnika, dzisiaj wysoki urzędnik MSZ) wyciąga ze sterty papierów płachtę czarnego plastiku. To właśnie klisza pierwszego numeru. Widać wycięte w niej prostokątne okienka. - Z powodu błędów, jakie zawierała, ludzie w drukarni wyrzucili ją. A ja podniosłem z ziemi i wziąłem sobie.
- Wybory "Wyborczej"
Śliwiński do dzisiaj ma także pierwszy wydrukowany egzemplarz "Gazety". Na kolumnie dopisane długopisem: "Krzysiowi, Adam i Helenka". Od podjęcia przy Okrągłym Stole decyzji zezwalającej na utworzenie opozycyjnego dziennika do chwili, gdy ten właśnie egzemplarz zszedł z maszyny drukarskiej, upłynęło niecałe dwa miesiące.
Ludzie "Gazety" podkreślają, że były to niezapomniane chwile, ale większość z nich pamięta z tamtego okresu niezbyt wiele.
- Byłem tak zachwycony tym, co się dzieje, że szczegóły zupełnie mi umknęły - mówi Edward Krzemień.
Pierwsze przymiarki
O tym, że redaktorem naczelnym gazety zostanie Adam Michnik, zadecydował jednoosobowo Lech Wałęsa 7 kwietnia 1989 r. podczas posiedzenia Komisji Krajowej "S", ale Jacek Żakowski przypomina sobie, że w pierwszym spotkaniu na temat przyszłej gazety uczestniczył już pod koniec marca w mieszkaniu Heleny Łuczywo, redaktora naczelnego "Tygodnika Mazowsze", największego podziemnego pisma w Polsce.
- Już wtedy było jasne, że zespół "Tygodnika" weźmie udział w nowym przedsięwzięciu.
- Mieliśmy straszną ochotę to robić, chociaż w zespole opinie były różne, m.in. taka, że lepiej w dalszym ciągu wydawać "Tygodnik" - mówi Piotr Pacewicz, wtedy redaktor "TM", dzisiaj zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej".
Trzon redakcji złożony z ludzi "TM" uzupełnili doświadczeni dziennikarze współpracujący wcześniej z prasą podziemną i duża grupa ochotników (przyjmowano w zasadzie wszystkich chętnych).