Archiwum Polityki

Jak nie umiesz pić, to nie pij

Ukazało się właśnie w Polsce tłumaczenie głośnej, dzięki adaptacji filmowej, powieści pt. "Zostawić Las Vegas" (przekład Maciej Majchrzak, wydawnictwo C&T). Jeśli istnieją samobójcze gatunki literackie, jeśli istnieją utwory, po których stworzeniu autor powinien niezwłocznie umrzeć, to jest to niechybnie ten przypadek. John O´Brien wydał książkę i chyba nawet nie doczekawszy jej rozgłosu, na skutek absolutnego, trzewiowo-duchowego alkoholizmu istotnie umarł. Informacja na okładce głosi, iż ojciec tragicznie zmarłego pisarza nazwał dzieło listem pożegnalnym syna. Czy stary O´Brien wolałby, by jego dziecko miast stać się znanym w świecie autorem literackiego protokołu własnego nałogu, po prostu nie chlało tyle wódy i raczej zbożnie żyło i pracowało w jakimś zaciszu - my tego nie wiemy. Jakiś rodzaj zdrowego instynktu nakazuje taki domysł, choć przecież mogło być i tak, że udręczony do granic rodzic z niejaką ulgą przyjął tragiczny, ale w końcu koniec gehenny i teraz może nawet ma z tego jakieś tantiemy.

Zapewne literatura samobójcza bywa nieunikniona czy konieczna, nie znaczy to wszakże, że nie należy jej stawiać dodatkowych wymagań. Gość piszący samobójczy utwór i następnie dopełniający go nieubłaganą logiką swego zgonu, to jest oczywiście skrajny, straszny przypadek, życie oddane w całości sztuce albo sztuka przepalona śmiertelnie gorejącym życiem, to są potworne i bardzo przez to ciekawe rzeczy. Ale mnie osobiście znacznie bardziej ciekawiłby przypadek twórcy piszącego samobójczy utwór, po jego ukończeniu zaś jadącego nad morze i tam po krótkim wypoczynku piszącego kolejne, jeszcze bardziej samobójcze dzieła. Poprzeczkę samobójstwa w literaturze należy moim zdaniem nieustannie podnosić, podobnie zresztą jak wszystkie pozostałe poprzeczki.

Polityka 18.1999 (2191) z dnia 01.05.1999; Pilch; s. 83
Reklama