W PRL goździki stały się kwiatem ludu pracującego. Ale nie zawsze były kwiatem plebsu. Hodowano je od stuleci. Uwieczniali je na swoich obrazach malarze. Kwiaty te towarzyszyły najczęściej portretowanym damom. W przedwojennej Polsce biały goździk w butonierce był nieodzownym atrybutem eleganckiego dżentelmena. "W cylindrach, getrach i żakietach z goździkiem w butonierce postanowiliśmy otoczyć się duchowym komfortem nienagannego i życzliwego sposobu bycia w otoczeniu cokolwiek schamiałym" pisał Jeremi Przybora w "Autoportrecie z piosenką".
"Kabaretowi starszych panów" nie udało się ocalić goździka od schamienia. W PRL zadbano o jego słuszne pochodzenie.
Goździk robotniczy
Goździk, kwiat robotniczy, niezastąpiony był na 1 maja, mimo konkurencji wiosennych tulipanów, które też przecież mogą być w czerwonym kolorze. Maszerujący w pochodzie machali czerwonymi, papierowymi chorągiewkami i czerwonymi goździkami. Gdy pochód znalazł się pod główną trybuną, niektórzy rzucali kwiatkami w towarzyszy. Delegacje zakładów pracy wręczały pierwszemu sekretarzowi bukiety patriotycznie biało-czerwonych goździków. W 1976 r. po Warszawie poszła plotka: w jednej z wiązanek ukryto domowej produkcji bombę.
Swoją popularność zawdzięczał goździk, jak większość produktów dostępnych w PRL, temu, że na rynku nie było wielkiego wyboru. Drogie róże były w ogóle nieosiągalne zimą. W sezonie pojawiały się tulipany i żonkile. Rzadziej lilie. Na jesieni chryzantemy.
- Goździk kwitnie na okrągło, w zależności od terminu nasadzenia - mówi ogrodnik z warszawskiej gminy Ursynów. - I nie jest taki wymagający. Wystarczy mu 8-15 stopni. A już taka gerbera musi mieć 20 stopni ciepła.
Goździk był tani, więc gwarantował łatwość zbytu. Nie tylko w kraju zresztą.